sobota, 5 lutego 2011

Turia i Calatrava za dnia oraz dwumetrowi Niemcy

Czwartek rozpoczął się bardzo wesoło. Otóż Karol, w ramach pokuty za swe błędy, musiał przygotować pierogi dla Juremy. Oto jak Karol gotuje w warunkach polowych, czyli używając butelki po winie zamiast wałka :D Podobno pierogi wyszły bardzo dobre, ale jak wróciłam do domu już żadnego nie było.


Następnie ruszyłam do "dziekanatu". Pogoda oczywiście wypas. 22 stopnie! W dziekanacie bardzo miła pani Hiszpanka wydała mi tymczasową legitkę studencką. Następnie odbyłam kolejne tournee po campusie. Okazało się, że są tu fantastyczne piętrowe tarasy, które wcześniej jakoś mi umknęły. Oczywiście musiałam im zrobić milion fot.





Normalnie wiosna w lutym.



Jako że nie miałam już nic do roboty, ruszyłam w miasto ;) Postanowiłam jeszcze raz przejść przez Turię (jak już kiedyś wspominałam kanałem tym dawniej była rzeka, lecz została przeniesiona poza miasto), czyli ogromne miejskie ogrody. Tym razem fotografowałam je za dnia. Turia jest wspaniała, ponieważ zawiera mnóstwo fajnych miejsc zapewniających ciekawe spędzenie czasu. Oto prezentacja :D

Jeden z mostów Turii. Pod mostem jeden gościu gra w piłkę. Poznamy go później w innym kadrze.


Most i staw pod nim.


Ogrody z fontannami...


W oddali fontanna przed Palau de la Musica.


Pomarańcze są wszędzie :)


 Palau de la Musica.


A z tyłu Calatrava się wyłania.


Tutaj sobie odpoczywa już znany nam futbolista.


Tęcza!


Calatrava i śmiechowe drzewa.


Tutaj dotarłam do skateparku, w którym naprawdę ktoś jeździł :D Jak tylko wyjęłam aparat, chłopaki od razu wskoczyli na deski :P





Na Turii mamy również: mnóstwo boisk wymiarowych i niewymiarowych, OGROMNY plac zabaw dla dzieci (który przypomina potężne skały z wielkimi zjeżdżalniami) oraz hamaki, na których można leżeć czy wspinać się.

Po raz kolejny Ciudad de Las Artes y Las Ciencias, tym razem za dnia można było się lepiej pobawić aparatem ;)








Mistrzowie parkowania ;)




Patrz jaka franca.


Odpoczynek, czyli bagietka i salchichas na wyludnionym placyku :P


No co te śmieszne ptaki robią.


Wracam do centrum, a niebo robi się fajne.


I po raz kolejny miasto nocą. Wiem, już nie możecie tego znieść, no ale tym razem odwiedziłam inne części centrum, które TRZEBA POKAZAĆ.





Dotarłam na Plaza de Santa Ursula (zdjęcie niżej), które na mapie okazało się być dość odległym od ścisłego centrum miejscem. Potem jeszcze trudniej było mi wrócić do centrum (te uliczki się wiją w nieskończoność!) i tak sobie szłam przez jakieś dziwaczne i wyludnione okolice :P Po chwili niepewności ukazała się jednak Turia i po jakichś trzydziestu minutach byłam już w domu.


A w domu co się okazuje? Andy zaprasza towarzystwo na kolację! :P Gośćmi okazali się być dwumetrowi Niemcy.


No Ariel nooo.


"Ej, weeee, co ty tu z tym aparatem!" (deutsch)


"No i wiesz i ona do mnie wtedy..."


Tu można ujrzeć Johana, który zawsze podwija jedną nogawkę.

I przy okazji Jurema, która nie zdążyła się ukryć.


Jest impreza, jest Trauma.


Ostatnio kocurro dostaje wścieklizny, gryzie i drapie (Karol doświadczył), więc należy ją głaskać z dystansem, co pokazuję na zdjęciu.


Oj Andy, Andy :P


Super spodnie Andy na super obciachową imprezę. Chyba z plastiku są, bo ruszać to się w tym nie da.


Tu gramy w giery........ ;)


A tak w ogóle to jadłam najlepszego kurczaka na świecie (gratulacje Andy).

I oczywiście tylko ja pozuję do zdjęć (widać, żę nowa na erasmusie :P). A w tle chłopaki całują plastikowe spodnie (tak to przynajmniej wygląda...).


Impreza skończyła się o drugiej w nocy, bo przyszła sąsiadka. :D Tadaaam, dziękuję. Za chwilę odcinek kolejny, no bo przecież tyle mam rzeczy zaległych do opisania. Ale ciężko będzie. O 22 znowu wychodzimy... Walencjańska masakra... Ciao!

3 komentarze:

  1. cosamariposa and Pablo7 lutego 2011 21:45

    siemaaaaa wpadłam bo mam zaległości :) Psuo powiedział ze foch na Ciebie za te zdjęcia :D bo my się tuu żulimy z winem a Ty balujesz :D i takie foty strzelasz :D:D bo powiem Ci ze oboje czytamy Twoj blogue ;);)noom a ja se byłam w radooomiuuuu aaaaaa hahaaaahaaaaaaa :D a ta twoja uczelnina to jak sie nazywa ????? patronem Blasco Ibanez ? :D

    OdpowiedzUsuń
  2. :D aaa tam foch :D jedźcie na erasmusa oboje :D albo idźcie do sekcji erasmusa u siebie - będzie to samo :P oj też bym sobie wpadła do Radomia :P a uczelnia zwie się Universidad Politecnica de Valencia :) A patronem nie wiem kto jest o ile ktokolwiek jest :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Psujo pochwalił talent Karola :D zrobienie wałka z butelki :) że ja na to nigdy nie wpadłam .. :D:D hahahhaa a spodnie kosiory :d sama se kupie i na umcs zawitam :)

    OdpowiedzUsuń