sobota, 28 maja 2011

Yecla z góry czyli weekendu w Yecli część druga

Witam serdecznie w części drugiej :P A w niej Yecla z góry, czyli trochę sportu (wreszcie!), a dokładniej wędrówki na szczyt. Po wielkiej San Isidrowej fieście zachciało nam się bowiem typowej hiszpańskiej wiochy (czyli takiej trochę pustynnej). ;) Najpierw ruszyliśmy na pierwsze wzgórze z kościołem. Podziwiać mogliśmy fantastyczne widoki na Yeclę i otaczające ją góry i wzgórza. 


Dużo w dzisiejszej notce będzie zdjęć i mało tekstu, pewnie się cieszycie. ;P



Staszek się wbija w kadr, jak zwykle :P


Dotarliśmy na szczyt (samochodem :D) a naszym oczom ukazuje się kościółek.


Dalej Yecla z góry ;)


;)


Takie tam wygłupy.


Obok kościoła mamy skały, no to się wspinamy.


Kolejne fajne widoczki... Bardzo widoczkowa notka wyjdzie. :P


I dużo pozowania też będzie.




Cris robi nam zdjęcie z dołu.


Dziewczyny na szczycie. ;]


Staszek udekorowany kwiatkiem. :D


Trochę chyba nie mam dziś weny, wybaczcie. To jedziemy dalej z widoczkami :D


:D Żony. Tak się teraz nazywa nasza relacja.


Kasiula też z kwieciem we włosach.


Ooo. ;)


Wyskoczyliśmy też do centrum Yecli. Tam też jest ładnie, w ogóle wszystko tam jest ładne :P



No taaaak..


Ciekawostka architektoniczna.


I kolejna.


Po ciekawostkach zaś następuje najlepsza część! Idziemy w góry :P Chociaż w takim słońcu nie zapowiadało się to najlepiej. Poza tym człowiek powinien odpoczywać po San Isidro, a nie chodzić po górach :P. Kolega w pomarańczowej koszulce (Guille) już coś o tym wie (taki blaaady trochę się wydaje :D). Ale co tam, idziemy! :P


Góra jednak nie jest zbyt wysoka jak widać.


Kolejna seria fantastycznych hiszpańskich widoczków ;)






I kolejna seria zdjęć pozowanych :P



Ten cały czas z tym kłosem w ustach ;)


Podziwiamy. I gorąco jest barrrdzo.


Docieramy do fantastycznej skały czy tam jamy, która zaraz ukaże się Waszym oczom.


Ale zanim się to stanie, jeszcze jeden widoczek!


Ja z jamą w tle.


Staszkowi się podoba.


Dziura w sklepieniu ;)


Widoczek z jamy.


Ściana jamy.


A oto widok z jamy na świat! Moniax przedstawia.


Stachu nie umie prezentować widoczków :P


I dalej łazimy po górach ;) Wspinaczką się tego w sumie nazwać nie da, po prostu buszujemy przez krzaki.





Grupa wędrowna.


Guille psuje widoczek. No taki malo ten chłopak, że ręce opadają.


Kraty, które widać w tle, służą temu, by nikt nie wszedł na strzeżony teren zawierający wielkie głazy z prehistorycznymi malowidłami ściennymi. Niestety z daleka nie dało się ich dostrzec.


Można sobie o nich jedynie poczytać i zobaczyć zdjęcia.


Oj Stachu, Stachu ;) Chyba pokazuje "Lubię to" :D


Schodzimy z góry i ruszamy dalej.


Guille bardzo poruszony tym, że wszyscy się z niego śmieją :P Bo tylko on umie się potknąć na płaskim terenie.


Wąż się znalazł nawet :P


Tutaj istny rollercoaster! :P Jedziemy uczepieni samochodu :P


I podziwiamy widoczki, nawet jeśli trochę trzęsie.




Dzieciaczki przy słynnej ścianie. Oczywiście zaczynają sjestę.




Tofik obowiązkowo.


Tak to jest jak człowiek raz powie, że umie masaż zrobić. :D


Sjesta w takim miejscu, no milordzie ;)


Kasiula odpoczywa ;)



A na koniec taki tam epizodzik pewnej love story. Siedzi sobie taki samotny Cris...


"Biegnę do ciebie kochanie!!!"


Koniec. :)


I niestety wędrówka dobiega końca, bo nam pociąg do Walencji ucieknie (tak a propos to w sumie nam uciekł i jeszcze kolejny też).


To tyle, strasznie wyluzowana ta notka, wiem, brakuje jakichś konkretnych treści trochę, wybaczcie, ale to przez ten upał, skupić się nie da :P

Kolejna odsłona w czerwcu, tymczasem PROJEKTY! Challenge accepted.

Hasta luegoooo. ;)