wtorek, 10 maja 2011

Ostatnie dni słodkiego lenistwa, Käsespätzle i gość w dom ;)

W Walencji nastały upały!

Pogoda waha się od 25 do 30 stopni, czyli powoli zaczynamy mieć słoneczne piekiełko (ale idealne na plażę). Szkoda, że tak ciepła pogoda zrobiła się dopiero po trzytygodniowej przerwie od zajęć. Teraz niestety laby nadszedł koniec, nastał zaś maj, czyli dla architektury - miesiąc pracy. Mimo wszystko dzielni erasmusi starają się nie przejmować, wystarczy trochę wysiłku teraz i cały czerwiec będzie wolny.

Staszek nie nie najlepiej znosi ucieczkę polskiej bandy. Poniżej widać jak wspomina pamiętny tydzień i prezentuje swój nieskończony smutek. ;)


Nie marnujemy jednak ze Staszkiem czasu. Ostatnie dni wolne od zajęć spędzałyśmy głównie na plaży (oraz czasem w domu Staszka, np. zarywając noc na grze w Jengę, a grając raz do szóstej rano udało się nam nawet pobić rekord - 34 pięterka, i szczerze wierzymy, że pobić się tego już nie da :D). Raz po plaży wpadłyśmy też do mojej ulubionej knajpy, która ma swój niezastąpiony nadmorski klimacik. A tosty z pomidorami mają tam wprost wyjątkowe! Będziemy wpadać częściej ;)





Tosty z pomidorami, kawka i taaaaki widok ;)


W czwartek wyskoczyłyśmy na plener w ramach rysunku odręcznego. Czasem trzeba się zmobilizować do "roboty" ;)


Stach zamiast rysować to pozuje do zdjęć ;P A turyści też robili nam zdjęcia ;]


Rysowany widoczek.


Staszek uchylił mi również rąbka tajemnicy jeśli chodzi o przygotowanie jedynego w swoim rodzaju ciasta o nazwie CYCKI ;) Toż to już w Ełku ciasto legenda! Niestety nie wiem jak smakuje, gdyż miało być na prezent. Ale już niedługo bierzemy się do roboty jeszcze raz i robimy takie tylko dla siebie!



W czwartek Stachu wyruszył na festiwal do Murcii, a ja wpadłam na kolację do znajomych Niemców i Holendrów. ;) Podane miało być tradycyjne niemieckie Käsespätzle (czyli tajemnicze niemieckie kluski z serem :D)Poniżej Sascha ma ze mnie ubaw, bo jakoś tak zabawnie przyszłam NA CZAS (co się rzadko zdarza) ;) Czyli wtedy, kiedy jeszcze żadnych gości naturalnie nie było, a do gotowania nikt się jeszcze nie zabierał ;] Takie tam zwyczaje erasmusowskie!


Taras w mieszkaniu Saschy - marzenie każdego Hiszpana (erasmusa też...)



Sascha bierze się do roboty, a mi nie pozwala w niczym pomóc ;P


Tajemnicze kluski prosto z Niemiec (a ściślej prosto od mamy Saschy), usmażona cebula, ser żółty (a najlepiej trzy rodzaje sera jeśli ktoś dysponuje :D) oraz cebulka prażona. I to wszystko razem do piekarnika ;) A całość w połączeniu smakuje WYŚMIENICIE.



Dziewczyny z Francji i Rumunii ;)


Głodny kolega z Holandii lub Niemiec, szczerze to nie pamiętam :P


Jeszcze chwila i zajadamy ;)


Po posiłku relacje z niedawno odbytych podróży ;) Oraz zapowiedź wielkiego wyścigu autostopowego, który zorganizowany zostanie już w czerwcu, a odbywać się będzie w parach damsko-męskich ;) Może się skuszę, kto wie!


Winko z kubka.


W sobotę do Walencji wpadła znajoma Staszka - Zagatka. Staszek szalał na festiwalu, a więc odegrałam rolę gospodarza i przewodnika, naturalnie.


Przy Ciudad de las Artes y las Ciencias oczywiście zawsze coś się dzieje. Tym razem coś naprawdę fajnego.



Staszek powraca i następuje eksplozja radości :]



Wyskakujemy na obiad do pobliskiej knajpy - mega wielkie kanapeczki!


...i druga strona stołu.


Z burzliwych autostopowych wojaży we Włoszech powrócił Milord, który nie omieszkał zdać nam relacji ze swej podróży, opowiadając o tym jak to np. trzy razy mu mówili, że "do Mediolanu to nie w tą stronę łapie pan tego stopa!", jak to spędził dwie noce na lotnisku (odkrywając, co tak naprawdę znaczy słowo NUDA i co człowiek jest w stanie takiej prawdziwej nudy robić :D), jak to wracał z niejakim Romem, który twierdził, że "Hiszpanki to nie kobiety", a "prawdziwej miłości nie ma" i twierdził tak przez kilka godzin, a Milord kiwał głową przysypiając. Ponadto Milord już niedługo być może spełni swoje marzenie i wyskoczy na Kubę, gdzie zaprosił go niejaki poznany podczas autostopowej wyprawy kubański prawnik :D

Generalnie zazdrościmy fajnej przygody ;]


Staszek się śmieje z Milorda ;]


Na deser Jenga i nieudane próby pobicia rekordu. Ale weź tu pobij rekord, kiedy Milord rozprasza tekstami typu "wsuwaj tego klocka z powrotem!" no i zawodnik zaczyna się śmiać, a wieża pada z hukiem ;] 


Staszek jeszcze próbuje, ale nic z tego nie będzie ;] Do pobicia rekordu potrzebna jest cała noc spędzona na graniu, dużo herbat i najwyraźniej magiczna godzina szósta rano ;) Już my ze Staszkiem wiemy.


Jak widać, imprezowe życie erasmusowe trochę przystopowało, ale to dobrze dla nas. Trzeba się też trochę czasem zrelaksować. Poza tym wszyscy wyjechali imprezować na Ibizę, więc cóż nam poza opalaniem pozostało? ;)

To tyle, podobno w Polsce grzeje, cieszymy się z Wami. ;] Trzymać się!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz