niedziela, 1 maja 2011

Puchar Króla Hiszpanii, Shakira i gotowanie, czyli Semany Santy część pierwsza

Witam po sporej przerwie! :D Wieeem, dawno nie było notki, ale to nie dlatego, że się obijam. Po prostu ostatnie dwa tygodnie polegały bardziej na przebywaniu w innych mieszkaniach niż mym własnym (czytaj: w mieszkaniu Staszka! :D)

W ciągu ostatnich dwóch tygodni wszystko kręciło się wokół Semany Santy, czyli Świętego Tygodnia czy też Pascuy (Pascua - Pascha). Studenci w Walencji radowali się również z tego powodu, że na uczelni przez około dwa tygodnie nie było zajęć. Jako że niektórzy z nas nie mogli na ten wspaniały czas wrócić do Polski, postanowiliśmy urządzić sobie iście polskie święta na walenckiej ziemi. A zatem Stach, Moniax i Milord (od teraz Mateusz ma taką ksywę za sprawą pewnych ełckich i warszawskich gości ;))) ) przystąpili do akcji zakupy&gotowanie.

Ale zanim przejdziemy do głównego wątku, kilka fociaków na rozgrzanie.

Oto jak heavymetalowcy się prezentują podczas Świąt Wielkanocnych ;) Musiałam Juremę wprost zmuszać do tego zdjęcia :D


Walencka pogoda trochę przegina.


W ramach zajęć już stale nazywanych Kolorkami wyskoczyliśmy zobaczyć, czym też zajmują się absolwenci wydziału Sztuk Pięknych. A zajmują się malowaniem dekoracji teatralnych! Co nam się nawet spodobało.


W tle im puszczają swing i chillout, a ten ma słuchawki na uszach.


Milord postanowił spróbować swoich sił.


Oto co wyszło:


Tak, tak. To jest kot z trzema nogami. Jeden pan nawet spytał, czy Milord ma jakieś problemy psychiczne. :D

Jasiek musi być.


Dwudziestego kwietnia w środę odbywał się pierwszy z serii czterech meczów FC Barcelona - Real Madrid. Obie drużyny walczyły o Puchar Króla Hiszpanii, podczas gdy na trybunach kibicowali m.in. Shakira i sam król. Wiedząc o obecności tak zacnych gości, ruszyliśmy pod stadion by wraz z tłumem zasiąść przed telewizorkiem w jednym z okolicznych barów.

Staszek prezentuje stadion, który z takim oświetleniem wreszcie dobrze wygląda.


Aaaaaa, autobus Barcelony, a za nim Realu :D


Stadion w prawie pełnej okazałości.


Trybuny! :D


Fajnie nam się oglądało. Dźwięk na żywo i obraz z telewizora ;)



Po niestety przegranym przez Barcę meczu ruszyliśmy naturalnie pod bramki VIPowskie, a tam znienacka wyskoczyli król Hiszpanii, promiennie uśmiechająca się Shakira oraz na dokładkę Jerzy Dudek. I to wszystko dziesięć metrów od nas ;D Pozostali zawodnicy obu drużyn trochę się pochowali za wejściami do autokarów, ale za to jak już jechali, wszyscy nam pomachali ;)

A i szkoda, że nie zobaczyliśmy na żywo jak upada puchar. :D

W czwartek dnia następnego rozpoczęły się procesje w ramach Semany Santy. Wszyscy uczestnicy poprzebierani są wtedy w różne stroje, jak zwykle słychać głośne bębnienie, muzykę, niektórzy jedzą (a to przecież post), niesione są figury obrazujące mękę Chrystusa. Generalnie wszystko wygląda kompletnie inaczej niż w Polsce.


Zdjęć z procesji czwartkowej mam niewiele (m.in. powyższe), z piątkowej nie mam żadnych, bo mi się zapomniało aparatu. Jak je zdobędę to zaktualizuję posta ;) Także jak kogoś to mocno ciekawi to proszę się czaić.

Sobota to dzień święconki (a poświęcić ją było można na polskiej mszy). Nasza troszkę skromna, ale lepsza taka niż żadna!


Ruszyliśmy na zakupy do POLSKIEGO SKLEPU na Benimaclecie :)) Ceny trochę powalają, ale miło jest ujrzeć polskie napisy na produktach i w ogóle polską żywność. Doszliśmy również do wniosku, że Polska jest CUDOWNA :D

(bo ma drożdże instant i kiełbasę)


Gotowanie rusza z kopyta! :D Poniżej dzieło Staszka i Moniaxa, czyli ciasto o nazwie "Pani Walewska" - ciasto przekładane bezą, masą budyniową i dżemem. Jest znakomite!


Konserwa na obiad.


Chillout przy sałatce warzywnej (wiecie, to ta polska tradycyjna z gotowanych warzyw! a Hiszpanie na nią mówią "sałatka ruska"... :/ )


Pod wieczór wpada Cris i przewodniczy podczas przygotowywania tradycyjnych świątecznych hiszpańskich empanadas.


Milord robi ŻUREK!


Zapamiętać: ciasto na empanady zawiera PÓŁ LITRA PIWA.


Zawijamy empanadkę z farszem (tuńczyk, ziemniaki, papryczka) i robimy ząbki widelcem.


O ściślejszy spis prosić można Crisa. Albo jego mamę. 


"MMMMMMMMMZNAKOMITY"


Gotowe :D


Z jedzeniem pohamowaliśmy się do niedzieli i do wielkanocnego śniadania. Poniżej prezentuję nasz bogato zastawiony stół! :)

Jajka faszerowane masą z pieczarek, cebuli i żółtka :D


Empanadas, iście hiszpańska tradycja na naszym polskim stole ;)


Kupiony Pan Quemado, czyli coś w stylu naszej babki wielkanocnej. Z tymże nasza sto razy lepsza ;)


Jeszcze tylko fociak i jemy.


Na deser Pani Walewska, a jakże.


Pod wieczór zrobiliśmy jeszcze muffiny, żeby można było jakoś na słodko powitać naszych polskich gości, którzy zjechać mieli dnia następnego ;)


Ma być dla gości, a Milord chce podjadać ;)


To tyle! Już za chwilę część druga, a w niej relacja z ataku polskiej ekipy przybywającej na walencką ziemię ze słynnej Warszawy i jeszcze słynniejszego Ełku. ;P

Hasta luegooooooo!

2 komentarze:

  1. Muffiny genialne, polska część potwierdza..!
    Ewa

    OdpowiedzUsuń
  2. :))) a wczoraj ze Stachem zrobiłyśmy jeszcze lepsze! :D

    OdpowiedzUsuń