Witam wszystkich. Jak widać, nawet pomimo dzikiej pracy nad projektami, na bloga o dziwo da się znaleźć czas! Ale usprawiedliwić się mogę tym, że nad projektami siedzimy w nocy, także poranki można jakoś ciekawie zagospodarować :P
Ostatni weekend przyniósł nam fantastyczną fiestę w Yecli (małe miasteczko w prowincji Murcia - południe od Walencji). Odbywało się w niej mianowicie huczne święto o nazwie San Isidro. Jako że nasz hiszpański kolega Cris pochodzi ze wspomnianego miasteczka (i ma tam niezłą willę), a jego śmieszni kumple (znani Wam już z Alcoy :P) wybierali się na fiestę, tak do Yecli ruszyłyśmy i MY.
Mama Crisa miała świętować tego dnia urodziny, no to erasmuski robią ciasto (legendarna Pani Walewska)
Stachu podjada, no po prostu zaaawsze to samo.
:D
Po dwugodzinnych wojażach terenowym samochodem Crisa, wylądowaliśmy w Yecli. Stachu z radości tańczy.
Spongebob (BOB ESPONJA) to mistrz drugiego planu podczas San Isidro ;)
San Isidro to między innymi rzeźby z bibuły. Zgodnie przyznaliśmy, że biją na głowę te z Walencji podczas Fallas.
Kasiula, jako wieczny dzieciaczek, jest w siódmym niebie, bo zobaczyła Śnieżkę ;)
;)
Przegląd rzeźb dla dzieciaków ;]
Bibułka.
Podczas San Isidro takie chusty noszą wszyscy. ;)
Dziołchy przy rzeźbie muzycznej ;) "Melodia wiosny"
Wińczacho z wachlarzem obowiązkowo.
"Co sobie zabierzesz na wieś, to będziesz jadł"
Akcencik architektoniczny.
Prezentacja rzeźb właściwych :P
Wskazuję gitarrrrrrę.
"Bez wody nie da rady" :D:D
My z Yeclą ;]
Tego roześmianego pana na dole to dopiero teraz zauważyłam :P
Po "niedzielnym jarmarku" zawitaliśmy do domu Crisa, która pomieszkiwał sobie tu kiedyś jak prawdziwy Milord.
Tata Crisa robi obiad :P
Basen z niezłym widokiem...
Lasek.
Boisko też jest.
Niezłych rozmiarów kominek.
"Miejsce redukcji stresu - walnąć głową TUTAJ" oraz instrukcja obsługi.
Bracia (Abel i Cris) przy deserze (którego nie dało się ruszyć zważywszy na wielkość obiadu... :P).
Bez sjesty się nie da.
Staszek padł.
Kasiula też.
Takie widoki przy sjeście, no milordzie... ;)
I sesja podczas sjesty.
Kolega Czech to już w ogóle zapadł w głęboki sen.
Ja ze Staszkiem, żoną moją ;)
Laura, wiecznie roześmiana ;)
Najfajniejszy pies świata. Ale gryzie w stopy :P
Niewzruszony. Sjesta to sjesta.
Jedziemy na wieczorną fiestę.
A tuuuu już imprezują Guille (czyli chłopak muyyy malo - w sensie "zły" ;) ) oraz Paco.
Hiszpaneczki oraz Stachu z pustym kubkiem.
Wszystkie rzeźby teraz paradują po ulicach.
Bob Esponja wkrada się w kadr.
Dziewczyny rzucają konfetti.
Też mam chustę :P
Jak zawsze muzyka i bębny ;)
Wszyscy już mają soczek.
A w środku Sangriaaa! :P
Cris pierwszy pokazuje jak należy podejść arbuza.
Dziewczyny czekają na swoją kolej.
Nasi niepełnoletni koledzy :P
Zapada zmrok, zaczynamy fiestę uliczną ;)
Schodzimy do poziomu posadzki :P
Fiesta!
Wpadamy do jakiegoś lokalu, cokolwiek to jest ;)
Później zaś wyskoczyliśmy na fiestę połączoną z koncertem, która trwała mniej więcej do czwartej rano ;) Zdjęć nie ma, bo należało tańcować, a nie robić zdjęcia. :P To tyle, amigosss. Część druga weekendu w Yecli już niedługo ;)
Trzymajcie kciuki za nasze projekty :P Miłej końcówki maja życzę. Ciaooo!
hejaaaaaa wooow jakie fakjne bibułki :D guitarra rządzi :) ehhhhh piekne zdjecia widac ze wieś Ci sluzy nawet ta hiszpanska ..a u nas sesjaaaaaaaaaaaa aaaaa zaczyna sie bsss ;*
OdpowiedzUsuńwieś mi służy :D a to dobre! :P co Ty, u nas też sesja, przecież ja nic innego nie robię tylko projekty i projekty, a notka na blogu to tak w wolnych chwilach między włączeniem jednego programu i drugiego :P buziaki, mała! :*
OdpowiedzUsuń