Witam w kolejnej, przygotowanej na szybko odsłonie bloga! :P Jak się bowiem okazuje, ruszamy do tego Pais Vasco i czasu w związku z tym brak! A zatem jedziemy z relacją.
W zeszły piątek miejsce miało spotkanie, podczas którego niestety żegnaliśmy Francuzów - Arthura i Thibsa, którzy wracali już do swojego kraju. Niestety, tak to właśnie w czerwcu jest - zaczyna się sezon pożegnań..
Ale nikt się nie przejmuje, jak widać ;)
Oto uciekinier Arthur, wtajemniczonym znany jako Artek.
Już tam sobie postukują kieliszkami. :P
Okazało się, że Thibs ma urodziny. Tort, przyznam, znakomity! Prosto z Mercadony :D
Wygłupy specjalnie dla bloga ;)
Zjawił się długo nieobecny i kochany przez wszystkich Claudio :P (ten w żółtym)
Milord przymierza plecak Simone ;]
Tutaj już ruszyliśmy na uliczny botellón, czyli to, co w Hiszpanii najlepsze ;)
Angeliki i Simone i takie ich tam przytulanki :P
Ludzi na Plaza Cedro coraz więcej.
"Monika, nie rób mi zdjęć"
"No dobra, żartowaaaałem" :P
Schodzimy w końcu do poziomu posadzki, jak zawsze :P
Jako że Claudio ucieka do swej Italii na dwa tygodnie, zmusiłam go do wspólnego zdjęcia :P
Za dużo się wypiło już troszkę :D
No i cała banda na botellonie. Ale wszyscy dochodzą już do wniosku, że przydałoby się coś zjeść.
A zatem tu kolejne wspólne zdjęcie już pod nocnym sklepikiem z jedzeniem :P
I tyle na temat fiesty. Kolejne dni przynoszą takie wesołe wydarzenia jak np. tańce w domu Stacha :P
...gotowanie prawdziwych rarytasów, tutaj dla przykładu zapiekanka z ziemniakami, kurczakiem i pieczarkami. Coś znakomitego :D
...oraz odkrywanie kolejnych talentów kulinarnych! Dnia następnego bowiem Milord odwdzięcza się zapewne za wczorajszą zapiekankę i już sprasza do siebie i samodzielnie kucharzy. :D Przed Wami, Comida Milordowa!
"Gdzie z tą kamerą!"
QUE RRRICO! :D
Po prostuuu taki szybki jak strzała w tej kuchni!
"No i venga, gotowe!"
Stachu jeszcze tam trochę zamiesza, żeby nie było, że facet sam w kuchni robi. :D
Głodomory czekają.
Z głodu nam odbija, ale już po chwili...
"Zapraszam do stołuuuuuu" :D
Proszę, jak się Milord cieszy, że babom obiad ugotował :D
W środę wyskoczyliśmy na plażę. Morze to istna zupa, przysięgam ;) Trzeba wyjść dalej w morze żeby zaznać trochę chłodu. Taki urok morza śródziemnego ;) A poniżej widać Milorda, który zapragnął właśnie zdjęcia z semaforem na blogu ;)
Później mnie skrzyczał, że miała być cała sylwetka. :D
Zachodzimy do baru na piwko, a jakże.
"Moniaksie, miesiąc czasu ci został żeby się nauczyć palić" :D:D
"Oooj tam oj tam"
Staszek puentuje zaistniałą sytuację: piwko lepsze ;)
Tego samego dnia wyskakujemy na kolejną erasmusowską posiadówę ;) Fajne było to, że udało się zebrać wszystkich naszych najbliższych erasmusowych znajomych ;)
Nikos jak zawsze chętny do pozowania :P
Wieczorny zestaw Nikosa. Piwo, które widzicie - znakomite :P Jakieś tam niemieckie.
Zjawił się nawet Teo ;P
Coś tu się śmiesznego wydarzyło, ale w sumie nie wiem o co chodzi :P Na pewno ma z tym związek pan z turbanem w tle.
Ooo. ;)
Wskakujemy do baru, w którym można sobie pograć w bilard za friko :P
A za filarem, patrzymy... GITARY! I można na nich grać :P
Ta gitarka brzmiała naprawdę dobrze, szkoda tylko, że tak szybko się rozstrajała :P
Zdominowaliśmy klub :P
Zjawił się też Sascha ;)
Teo kopie reszcie tyłki ;)
I nabija się z przeciwników.
A potem udaje niewinnego :P
Kolejnego dnia nicnierobienia ciąg dalszy :D Tutaj Staszek w dziwnej pozie korzysta z laptopa :P (czyt. siedzi na fejsie)
Bawimy się lustrem i jakieś maziaje wychodzą.
Przeprowadzamy maratonik z materacem przez miasto, czyli akcja "co odpierdzielają Polacy na ziemi walenckiej" :D
A tutaj kolejna akcja pod tytułem "Jak to się kurde w windzie nie zmieści!" :D
To by było na tyle drodzy czytelnicy :D I żegnam się, jako że ruszamy do Pais Vasco i nieprędko wracamy. Do zobaczenia za tydzień!
Zjawił się długo nieobecny i kochany przez wszystkich Claudio :P (ten w żółtym)
Milord przymierza plecak Simone ;]
Tutaj już ruszyliśmy na uliczny botellón, czyli to, co w Hiszpanii najlepsze ;)
Angeliki i Simone i takie ich tam przytulanki :P
Ludzi na Plaza Cedro coraz więcej.
"Monika, nie rób mi zdjęć"
"No dobra, żartowaaaałem" :P
Schodzimy w końcu do poziomu posadzki, jak zawsze :P
Jako że Claudio ucieka do swej Italii na dwa tygodnie, zmusiłam go do wspólnego zdjęcia :P
Za dużo się wypiło już troszkę :D
No i cała banda na botellonie. Ale wszyscy dochodzą już do wniosku, że przydałoby się coś zjeść.
A zatem tu kolejne wspólne zdjęcie już pod nocnym sklepikiem z jedzeniem :P
I tyle na temat fiesty. Kolejne dni przynoszą takie wesołe wydarzenia jak np. tańce w domu Stacha :P
...gotowanie prawdziwych rarytasów, tutaj dla przykładu zapiekanka z ziemniakami, kurczakiem i pieczarkami. Coś znakomitego :D
...oraz odkrywanie kolejnych talentów kulinarnych! Dnia następnego bowiem Milord odwdzięcza się zapewne za wczorajszą zapiekankę i już sprasza do siebie i samodzielnie kucharzy. :D Przed Wami, Comida Milordowa!
"Gdzie z tą kamerą!"
QUE RRRICO! :D
Po prostuuu taki szybki jak strzała w tej kuchni!
"No i venga, gotowe!"
Stachu jeszcze tam trochę zamiesza, żeby nie było, że facet sam w kuchni robi. :D
Głodomory czekają.
Z głodu nam odbija, ale już po chwili...
"Zapraszam do stołuuuuuu" :D
Proszę, jak się Milord cieszy, że babom obiad ugotował :D
W środę wyskoczyliśmy na plażę. Morze to istna zupa, przysięgam ;) Trzeba wyjść dalej w morze żeby zaznać trochę chłodu. Taki urok morza śródziemnego ;) A poniżej widać Milorda, który zapragnął właśnie zdjęcia z semaforem na blogu ;)
Później mnie skrzyczał, że miała być cała sylwetka. :D
Zachodzimy do baru na piwko, a jakże.
"Moniaksie, miesiąc czasu ci został żeby się nauczyć palić" :D:D
"Oooj tam oj tam"
Staszek puentuje zaistniałą sytuację: piwko lepsze ;)
Tego samego dnia wyskakujemy na kolejną erasmusowską posiadówę ;) Fajne było to, że udało się zebrać wszystkich naszych najbliższych erasmusowych znajomych ;)
Nikos jak zawsze chętny do pozowania :P
Wieczorny zestaw Nikosa. Piwo, które widzicie - znakomite :P Jakieś tam niemieckie.
Zjawił się nawet Teo ;P
Coś tu się śmiesznego wydarzyło, ale w sumie nie wiem o co chodzi :P Na pewno ma z tym związek pan z turbanem w tle.
Ooo. ;)
Wskakujemy do baru, w którym można sobie pograć w bilard za friko :P
A za filarem, patrzymy... GITARY! I można na nich grać :P
Ta gitarka brzmiała naprawdę dobrze, szkoda tylko, że tak szybko się rozstrajała :P
Zdominowaliśmy klub :P
Zjawił się też Sascha ;)
Teo kopie reszcie tyłki ;)
I nabija się z przeciwników.
A potem udaje niewinnego :P
Kolejnego dnia nicnierobienia ciąg dalszy :D Tutaj Staszek w dziwnej pozie korzysta z laptopa :P (czyt. siedzi na fejsie)
Bawimy się lustrem i jakieś maziaje wychodzą.
Przeprowadzamy maratonik z materacem przez miasto, czyli akcja "co odpierdzielają Polacy na ziemi walenckiej" :D
A tutaj kolejna akcja pod tytułem "Jak to się kurde w windzie nie zmieści!" :D
To by było na tyle drodzy czytelnicy :D I żegnam się, jako że ruszamy do Pais Vasco i nieprędko wracamy. Do zobaczenia za tydzień!
zdjecie z windy najlepsze D:D::D:DD::D:DD:
OdpowiedzUsuń