piątek, 17 czerwca 2011

Erasmusowe fiesty, wspólne gotowanie i jeden wielki wakacyjny luz ;)

Witam w kolejnej, przygotowanej na szybko odsłonie bloga! :P Jak się bowiem okazuje, ruszamy do tego Pais Vasco i czasu w związku z tym brak! A zatem jedziemy z relacją.

W zeszły piątek miejsce miało spotkanie, podczas którego niestety żegnaliśmy Francuzów - Arthura i Thibsa, którzy wracali już do swojego kraju. Niestety, tak to właśnie w czerwcu jest - zaczyna się sezon pożegnań..

Ale nikt się nie przejmuje, jak widać ;)


Oto uciekinier Arthur, wtajemniczonym znany jako Artek.


Już tam sobie postukują kieliszkami. :P


Okazało się, że Thibs ma urodziny. Tort, przyznam, znakomity! Prosto z Mercadony :D


Wygłupy specjalnie dla bloga ;)


Zjawił się długo nieobecny i kochany przez wszystkich Claudio :P (ten w żółtym)


Milord przymierza plecak Simone ;]


Tutaj już ruszyliśmy na uliczny botellón, czyli to, co w Hiszpanii najlepsze ;)


Angeliki i Simone i takie ich tam przytulanki :P


Ludzi na Plaza Cedro coraz więcej.


"Monika, nie rób mi zdjęć"


"No dobra, żartowaaaałem" :P


Schodzimy w końcu do poziomu posadzki, jak zawsze :P


Jako że Claudio ucieka do swej Italii na dwa tygodnie, zmusiłam go do wspólnego zdjęcia :P


Za dużo się wypiło już troszkę :D


No i cała banda na botellonie. Ale wszyscy dochodzą już do wniosku, że przydałoby się coś zjeść.


A zatem tu kolejne wspólne zdjęcie już pod nocnym sklepikiem z jedzeniem :P


I tyle na temat fiesty. Kolejne dni przynoszą takie wesołe wydarzenia jak np. tańce w domu Stacha :P


...gotowanie prawdziwych rarytasów, tutaj dla przykładu zapiekanka z ziemniakami, kurczakiem i pieczarkami. Coś znakomitego :D


...oraz odkrywanie kolejnych talentów kulinarnych! Dnia następnego bowiem Milord odwdzięcza się zapewne za wczorajszą zapiekankę i już sprasza do siebie i samodzielnie kucharzy. :D Przed Wami, Comida Milordowa!


"Gdzie z tą kamerą!"


QUE RRRICO! :D


Po prostuuu taki szybki jak strzała w tej kuchni!


"No i venga, gotowe!"


Stachu jeszcze tam trochę zamiesza, żeby nie było, że facet sam w kuchni robi. :D


Głodomory czekają.


Z głodu nam odbija, ale już po chwili...


"Zapraszam do stołuuuuuu" :D


Proszę, jak się Milord cieszy, że babom obiad ugotował :D


W środę wyskoczyliśmy na plażę. Morze to istna zupa, przysięgam ;) Trzeba wyjść dalej w morze żeby zaznać trochę chłodu. Taki urok morza śródziemnego ;) A poniżej widać Milorda, który zapragnął właśnie zdjęcia z semaforem na blogu ;)


Później mnie skrzyczał, że miała być cała sylwetka. :D

Zachodzimy do baru na piwko, a jakże.

"Moniaksie, miesiąc czasu ci został żeby się nauczyć palić"                :D:D


"Oooj tam oj tam"


Staszek puentuje zaistniałą sytuację: piwko lepsze ;)


Tego samego dnia wyskakujemy na kolejną erasmusowską posiadówę ;) Fajne było to, że udało się zebrać wszystkich naszych najbliższych erasmusowych znajomych ;)

Nikos jak zawsze chętny do pozowania :P


Wieczorny zestaw Nikosa. Piwo, które widzicie - znakomite :P Jakieś tam niemieckie.


Zjawił się nawet Teo ;P


Coś tu się śmiesznego wydarzyło, ale w sumie nie wiem o co chodzi :P Na pewno ma z tym związek pan z turbanem w tle.


Ooo. ;)


Wskakujemy do baru, w którym można sobie pograć w bilard za friko :P


A za filarem, patrzymy... GITARY! I można na nich grać :P


Ta gitarka brzmiała naprawdę dobrze, szkoda tylko, że tak szybko się rozstrajała :P


Zdominowaliśmy klub :P


Zjawił się też Sascha ;)


Teo kopie reszcie tyłki ;)


I nabija się z przeciwników.


A potem udaje niewinnego :P


Kolejnego dnia nicnierobienia ciąg dalszy :D Tutaj Staszek w dziwnej pozie korzysta z laptopa :P (czyt. siedzi na fejsie)


Bawimy się lustrem i jakieś maziaje wychodzą.


Przeprowadzamy maratonik z materacem przez miasto, czyli akcja "co odpierdzielają Polacy na ziemi walenckiej" :D


A tutaj kolejna akcja pod tytułem "Jak to się kurde w windzie nie zmieści!" :D


To by było na tyle drodzy czytelnicy :D I żegnam się, jako że ruszamy do Pais Vasco i nieprędko wracamy. Do zobaczenia za tydzień!

1 komentarz: