czwartek, 30 czerwca 2011

Czerwcowej podróży część pierwsza - Bilbao

Witam w kolejnym odcinku! Wróciliśmy z Pais Vasco cali, zdrowi, szczęśliwi i odrobinkę połamani, jako że za "hostel" służył nam przez większość czasu dość ciasny samochód :P W nim podróżowaliśmy, jedliśmy i spaliśmy, także jak widać mamy za sobą dość dziką podróż. Ale wycieczka ogółem wypadła przewspaniale i już zawsze będziemy czule wspominać to kręcenie się samochodem po drogach północnego wybrzeża w celu znalezienia jak najpiękniejszego widoku na ocean, który oczywiście będzie nas witał rano tuż po przebudzeniu :P

Zaczynamy podróż jazdą samochodem w nocy, niektórym już naturalnie odbija ;)


Całą noc śpiewamy nasze ulubione piosenki (takie tam drażnienie Milorda :P) i w ten oto sposób noc mija szybko. Jesteśmy w Pais Vasco! Oto krajobraz tuż przed wjazdem do Bilbao.


Milordowi zimno, bo już nie jest tak upalnie jak w Walencji :P Północ i południe Hiszpanii to dwie różne bajki, drogie dzieci!


Oto nasza bryka! Pojazd, kuchnia i łóżko w jednym.


Pais Vasco uchodzi za jeden z piękniejszych regionów Hiszpanii. Pewnie walczy z Andaluzją o pierwsze miejsce w rankingach. ;)


Trafiamy na lotnisko projektu oczywiście Calatravy.


Tutaj dam nacieszyć oczy architektom:




Wracamy do samochodu, w którym Milord odsypia nieprzespaną noc. ;] A Staszek szuka kadru.


Po kilku godzinach snu w samochodzie robimy sobie iście słowiańskie fryzurki (które staramy się z Kasią dumnie prezentować) i ruszamy w miasto!


Kamieniczki Bilbao.


Trochę starszej architektury.


Świecące ławki w pewnym pawilonie.


Jak to w Hiszpanii, rzeźba wszędzie ;)


Kolejne fociaki z serii "Odbij się w szybie"


Wspomniana szyba. :P



Spacerujemy przez taką część Bilbao, w której stara architektura przenika się z nowoczesną.




Panorama widniejąca po drugiej stronie rzeki.


Milordy machają ;]


Jeśli chodzi o dziwaczność poniższa rzeźba przebija wszystkie.


Podążamy wzdłuż rzeki.


...i mamy całkiem ładne widoki przed sobą.


Szklany budynek, który wkrada się w każdą fotkę :P


"Nie idźmy już dalej, chodźmy spać" :P


A tutaj taki tam kamień.


Muzeum Guggenheima się kłania :P


Dziwaczne mosty czyli kolejne smaczki dla architektów ;]


Muzeum Guggenheima czyli dlaczego my tu właściwie jesteśmy :P


Trochę kadrów z bliska, a palmę obowiązkowo trzeba w kadr ująć. :P


...ale przecież nie bylibyśmy sobą gdybyśmy pod tym słynnym muzeum nie napili się kawy :P i to takiej burżujskiej.


Kadrów z bliska ciąg dalszy.



Kadry z daleka też są.


Rzeźba pająka ;)


Jakieś tam wybitne konstrukcje... nuuuda.


Most Calatravy z odległości.


Nad wybitnym muzeum nawet chmura w sposób niezwykły się kładzie.


Przed państwem: tytan.


Poniżej kawałek wnętrza muzeum. Niestety dalej nie można już było robić zdjęć. Muzeum generalnie warto odwiedzić, gorąco polecam. Wnętrze zaprojektowane jest w ciekawy sposób, a prezentowane wystawy okazały się naprawdę fascynujące.


W muzeum spędziliśmy jakieś trzy godziny! Ruszamy jeszcze na spacer po mieście i fotografujemy naturalnie nowoczesną architekturę ;)


Przed wieczornym wyskokiem na miasto jemy "kolację" w "hostelu" :P


Idziemy w miasto na noc, a tam oczywiście jakieś huczne fiesty. Zatrzymujemy się na chwilę i oglądamy 3d mapping na budynkach Bilbao.


Proszę bardzo, co oni fajnego wyczyniają z tymi budynkami :P



Trochę architektury przy nocnym oświetleniu.


Idziemy dalej, a tu fiesta uliczna :P Jakiś teatr czy co.


Pani tancerka z teatrzyku podrywa wszystkich facetów. Tutaj w jej ręce (a raczej hmm krucze futro? :D) wpadł Milord, który przecież nie pogardzi tańcem z hiszpańską Milejdi :P


Po krótkim spektaklu Hiszpanie odczuwają zapewne nagły przypływ chęci do fiesty i już dobierają się w pary i już tańczą :P


Idziemy dalej, tym razem most Calatravy z bliska.


Przyznam, że ten most przypadł mi do gustu. ;]



Pod muzeum Guggenheima jakieś lekcje tańca, a zatem tańczymy i my :P


I czas spać. Nóg nie da się rozprostować, ale damy radę. Już nawet wcześniej panie ze sklepu obok naszego samochodu stwierdziły, że będą nas pilnować przed różnymi łotrami, którzy nam będą stukać w szyby :D Jeden się taki nawet znalazł, ale tylko krzyknął "Za dużo fiestyyyy, cooo? hahaaaaaahaaaaa" i poszedł :P


Milord wita z rana.


Dziewczyny kombinują z fryzurami ;)


Ja się przyglądam.


Ruszamy do starszej części Bilbao.


Pozujemy sobie ze Staszkiem.


Milord zaś bawi się w Hamleta.


Przyjemny ryneczek. A jak przyjemny ryneczek, to kawką nie pogardzimy :P


Widoczne w tle panie to dwie bardzo śmieszne kobietki, które zabawiały nas rozmową przez jakieś pół godziny. Dowiedzieliśmy się np. że San Sebastian jest o wiele piękniejszy niż Bilbao :P Przekonamy się!


Kawka ;)


Trafiamy na stoiska z z różnymi fajnymi antykami :P


A wszystko ma miejsce na wielkim placu.



Przeglądam sobie zdjęcia, przeglądam, a tu PIES. To jawny dowód na to, że Milord czasem podkrada mi aparat. Poniżej włochata kulka z oczami jak dla mnie :P


Sjestika. ;) A raczej oczekiwanie, aż przestaniemy tak fanatycznie robić zdjęcia wszystkiemu :P


Ruszamy dalej w miasto. Starsza część Bilbao jest naprawdę piękna.





"Złodzieeeeeej!" :P


Powoli opuszczamy Bilbao. Ale jeszcze zahaczamy o kolejną perełkę architektoniczną - centrum wystawowe w Bilbao.



Podjeżdżamy jeszcze pod rzekę, a tam seniorzy urządzają sobie tańce. To jest po prostu nieobliczalny naród :P



Ooo ;]


Po co przechodzić przez most jak można polewitować ;]


Opuszczamy Bilbao i jedziemy wzdłuż wybrzeża w okolice Bakio, a stamtąd celujemy w przepiękne miejsce, które polecił nam Cris - Gaztelugatxeko Doniene.


Okolice naszego celu już całkiem nieźle się prezentują ;)


Skład wyprawy w komplecie. No rychło w czas :P


I jesteśmy na miejscu. Teraz tylko dotrzeć do kościółka zlokalizowanego na widocznej skałce :P Ale ważne, że tym razem na zachód słońca zdążymy :P


To teraz już widoczki bez komentarza. Nie ma co gadać, przepiękne miejsce. Pozachwycajcie się ;)











(się znienacka wkradam)









Patrzcie jakie fajne za mną ;)



No, tutaj już wino zostało otwarte :P


I prawie po zachodzie!


Jeszcze ze Staszkiem jedno, noo ;)


Słońce nam ucieka.


Strzelamy fociaki póki się zupełnie nie schowa oczywiście ;)



I po zachodzie. Wino, oliwki i kanapki z serem na stół. :P I ucztujemy jeszcze przy takich widokach:



Przed powrotem do cywilizacji gawędzimy jeszcze trochę z panem, który pod tą górą mieszka. Upodobał sobie bowiem taki styl życia, a jego jedynym towarzyszem jest pies :P No nic, specjalnie dla niego, pozdrowienia z bloga ;P


Teraz tylko pozostaje szukać "hostelu" z pięknym widokiem na ocean ;)))

To tyle w części pierwszej. Już niebawem kolejne ;)

3 komentarze: