czwartek, 30 czerwca 2011

Czerwcowej podróży część druga - San Sebastian

Witam w części drugiej ;) 

Po dwóch dniach spędzonych w Bilbao i jego okolicach ruszyliśmy do San Sebastian. Na noc zatrzymaliśmy się na parkingu bodajże czterogwiazdkowego hotelu z takim oto widokiem:



Budzić się rano i mieć takie widoki - po prostu bezcenne :D

San Sebastian okazał się przepięknym miastem (miały rację panie staruszki z poprzedniego odcinka :P), a raczej nawet kurortem, w którym panuje prawdziwie wakacyjna atmosfera, a to za sprawą przepięknych zatoczek i plaż. Cieszyliśmy się również, że wreszcie wykąpiemy się na plaży z prawdziwie lazurowo-niebieską wodą :P


Dzięki wysepkom oddzielającym plażę od pełnego oceanu woda w zatoce jest w miarę ciepła i praktycznie nie ma fal.




No, taki widoczek, to jak można nie pozować :P Zatem się wtrynia Staszek :P


A przy plaży mamy fantastyczne kwieciste trawniki ;)


I równie uroczą architekturę.


Jako że mamy upał, ruszamy w kierunku piasku, bo aż żal w taką pogodę nie wskoczyć do wody. ;)




Po kąpieli porywamy się na odrobinę luksusu (pryyyszniiiic :D) i kwaterujemy się na jedną noc w hostelu (z wyjątkiem szalonego Milorda :P). Później zaś wyskakujemy na miasto ;)

Krowa Ale-hop ;)


Popadamy w szaleństwo fotografowania.


Podziwiamy elegancką architekturę przy porcie.



Spędzamy trochę czasu w porcie, jako że zaraz będzie zachód słońca.







Pozujemy ze Staszkiem ;)


Tutaj Milord gwiżdże niczym król Julian z Madagaskaru ;P


I ostatnie przebłyski słońca. Chyba się uzależniliśmy trochę od tych zachodów :P


Jeszcze tylko łapiemy port w wieczornych barwach w kadr i zmykamy stamtąd bośmy trochę głodni. ;)


A jak towarzystwo głodne, w Pais Vasco jest tylko jedno rozwiązanie. PINCHOS! Tak, tak, tutaj nikt przystawek nie nazywa już tapas ;)


W San Sebastian w większości knajp na barze wystawione są wielkie talerze z różnymi pinchos. Po prostu do wyboru, do koloru ;)


Bo warto mieć fociaka z pinchosami ;)


Oto wybrane przez nas smakołyki. Uczciwie przyznamy, że nie wszystkie nam wyjątkowo dobrze smakowały. Niektóre były po prostu dziwne, ale warto wszystkiego spróbować! Choćby dla tej adrenaliny, która odzywa się w nas przed spróbowaniem czegoś, co wygląda przerażająco :P



Kawałek naszego hostelu. Tak a propos: mieszkali w nim albo erasmusi albo młodzi podróżnicy :P


Nocą wyskakujemy na mały botellón w porcie.


:D "Chodźże tu, usiądź, nie rób już fotek"


Następnego dnia wyskakujemy na zwiedzanie ;)


Na ścianach budynków mamy niezłych obszarów mozaiki.


Tutaj fasada jednego z muzeum.


Ruszamy na wzgórze ze statuą Chrystusa (widoczną z daleka na czwartej fotografii w tej notce), z którego będzie można również zobaczyć całe miasto ;) Ale najpierw mijamy skalisty brzeg.




Fale potrafią nieźle obić się o skałkę i przy mocniejszym uderzeniu mogą nawet ochlapać. Na niektórych pocztówkach widzieliśmy zdjęcia takiego uderzenia fali, że woda wylatywała parę dobrych metrów w górę. A ludzie musieli uciekać :P


Przyroda prosto z góry.


A tu już na szczycie podziwiamy San Sebastian w pełnej okazałości.



Tu już schodzimy.


Dziewczęta się prezentują ;)


Zerkamy na port od drugiej strony.


Wędrujemy przez stare miasto.


Wyłapujemy co ciekawsze widoczki ;)


...i jako rasowe głodomory dobieramy się do kolejnych pinchos!


Ruszamy dalej w miasto,


Zwiedzamy katedrę, obowiązkowo.



Całe wnętrze jest świetliste dzięki światłu przebijającemu się przez kolorowe witraże.


Wracamy do samochodu oczywiście przez plażę ;)


Jak widać pogoda zmienia się z minuty na minutę ;)


Obowiązkowo trochę pozowania ;)



Po lewej stronie można dostrzec gitarowego grajka, który muzyką tworzy klimat ;)


Zwiedzamy jeszcze jeden z uroczych parków (Aiete Park).





Muzycy są wszędzie :P


Kwiatowy akcencik ;)




Słynny dom kultury z fajną architekturą.


Jak widać intensywne wycieczkowanie bywa męczące :P


Za Kasią padła i reszta :P


A ja postanawiam zobaczyć jeszcze kawałek parku ;)


Jakieś dziwaczne skalne groty (a z góry kapie woda).


Całkiem ładne widoczki jak na zwykły park :P




I to by było na tyle! Po dwóch dniach spędzonych w San Sebastian ruszamy w kierunku Pamplony. Więcej o naszych przygodach (tym razem głównie związanych z winem :D) już w kolejnej notce! Zapraszam :]

2 komentarze:

  1. "woda wylatywała parę dobrych metrów w górę. A ludzie musieli uciekać"

    Przepraszam, ale od kiedy zaczynamy zdanie od "A"?

    OdpowiedzUsuń
  2. :D czyżby to Piotruś zaglądnął? :]

    OdpowiedzUsuń