Witam w części drugiej ;)
Po dwóch dniach spędzonych w Bilbao i jego okolicach ruszyliśmy do San Sebastian. Na noc zatrzymaliśmy się na parkingu bodajże czterogwiazdkowego hotelu z takim oto widokiem:
Budzić się rano i mieć takie widoki - po prostu bezcenne :D
San Sebastian okazał się przepięknym miastem (miały rację panie staruszki z poprzedniego odcinka :P), a raczej nawet kurortem, w którym panuje prawdziwie wakacyjna atmosfera, a to za sprawą przepięknych zatoczek i plaż. Cieszyliśmy się również, że wreszcie wykąpiemy się na plaży z prawdziwie lazurowo-niebieską wodą :P
Dzięki wysepkom oddzielającym plażę od pełnego oceanu woda w zatoce jest w miarę ciepła i praktycznie nie ma fal.
No, taki widoczek, to jak można nie pozować :P Zatem się wtrynia Staszek :P
A przy plaży mamy fantastyczne kwieciste trawniki ;)
I równie uroczą architekturę.
Jako że mamy upał, ruszamy w kierunku piasku, bo aż żal w taką pogodę nie wskoczyć do wody. ;)
Po kąpieli porywamy się na odrobinę luksusu (pryyyszniiiic :D) i kwaterujemy się na jedną noc w hostelu (z wyjątkiem szalonego Milorda :P). Później zaś wyskakujemy na miasto ;)
Krowa Ale-hop ;)
Krowa Ale-hop ;)
Popadamy w szaleństwo fotografowania.
Podziwiamy elegancką architekturę przy porcie.
Spędzamy trochę czasu w porcie, jako że zaraz będzie zachód słońca.
Pozujemy ze Staszkiem ;)
Tutaj Milord gwiżdże niczym król Julian z Madagaskaru ;P
I ostatnie przebłyski słońca. Chyba się uzależniliśmy trochę od tych zachodów :P
Jeszcze tylko łapiemy port w wieczornych barwach w kadr i zmykamy stamtąd bośmy trochę głodni. ;)
A jak towarzystwo głodne, w Pais Vasco jest tylko jedno rozwiązanie. PINCHOS! Tak, tak, tutaj nikt przystawek nie nazywa już tapas ;)
W San Sebastian w większości knajp na barze wystawione są wielkie talerze z różnymi pinchos. Po prostu do wyboru, do koloru ;)
Bo warto mieć fociaka z pinchosami ;)
Oto wybrane przez nas smakołyki. Uczciwie przyznamy, że nie wszystkie nam wyjątkowo dobrze smakowały. Niektóre były po prostu dziwne, ale warto wszystkiego spróbować! Choćby dla tej adrenaliny, która odzywa się w nas przed spróbowaniem czegoś, co wygląda przerażająco :P
Kawałek naszego hostelu. Tak a propos: mieszkali w nim albo erasmusi albo młodzi podróżnicy :P
Nocą wyskakujemy na mały botellón w porcie.
:D "Chodźże tu, usiądź, nie rób już fotek"
Następnego dnia wyskakujemy na zwiedzanie ;)
Na ścianach budynków mamy niezłych obszarów mozaiki.
Tutaj fasada jednego z muzeum.
Ruszamy na wzgórze ze statuą Chrystusa (widoczną z daleka na czwartej fotografii w tej notce), z którego będzie można również zobaczyć całe miasto ;) Ale najpierw mijamy skalisty brzeg.
Fale potrafią nieźle obić się o skałkę i przy mocniejszym uderzeniu mogą nawet ochlapać. Na niektórych pocztówkach widzieliśmy zdjęcia takiego uderzenia fali, że woda wylatywała parę dobrych metrów w górę. A ludzie musieli uciekać :P
Przyroda prosto z góry.
A tu już na szczycie podziwiamy San Sebastian w pełnej okazałości.
Tu już schodzimy.
Dziewczęta się prezentują ;)
Zerkamy na port od drugiej strony.
Wędrujemy przez stare miasto.
Wyłapujemy co ciekawsze widoczki ;)
...i jako rasowe głodomory dobieramy się do kolejnych pinchos!
Ruszamy dalej w miasto,
Zwiedzamy katedrę, obowiązkowo.
Całe wnętrze jest świetliste dzięki światłu przebijającemu się przez kolorowe witraże.
Wracamy do samochodu oczywiście przez plażę ;)
Jak widać pogoda zmienia się z minuty na minutę ;)
Obowiązkowo trochę pozowania ;)
Po lewej stronie można dostrzec gitarowego grajka, który muzyką tworzy klimat ;)
Zwiedzamy jeszcze jeden z uroczych parków (Aiete Park).
Muzycy są wszędzie :P
Kwiatowy akcencik ;)
Słynny dom kultury z fajną architekturą.
Jak widać intensywne wycieczkowanie bywa męczące :P
Za Kasią padła i reszta :P
A ja postanawiam zobaczyć jeszcze kawałek parku ;)
Jakieś dziwaczne skalne groty (a z góry kapie woda).
Całkiem ładne widoczki jak na zwykły park :P
I to by było na tyle! Po dwóch dniach spędzonych w San Sebastian ruszamy w kierunku Pamplony. Więcej o naszych przygodach (tym razem głównie związanych z winem :D) już w kolejnej notce! Zapraszam :]
"woda wylatywała parę dobrych metrów w górę. A ludzie musieli uciekać"
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, ale od kiedy zaczynamy zdanie od "A"?
:D czyżby to Piotruś zaglądnął? :]
OdpowiedzUsuń