Witam serdecznie w części drugiej :P A w niej Yecla z góry, czyli trochę sportu (wreszcie!), a dokładniej wędrówki na szczyt. Po wielkiej San Isidrowej fieście zachciało nam się bowiem typowej hiszpańskiej wiochy (czyli takiej trochę pustynnej). ;) Najpierw ruszyliśmy na pierwsze wzgórze z kościołem. Podziwiać mogliśmy fantastyczne widoki na Yeclę i otaczające ją góry i wzgórza.
Dużo w dzisiejszej notce będzie zdjęć i mało tekstu, pewnie się cieszycie. ;P
Staszek się wbija w kadr, jak zwykle :P
Dotarliśmy na szczyt (samochodem :D) a naszym oczom ukazuje się kościółek.
Dalej Yecla z góry ;)
;)
Takie tam wygłupy.
Obok kościoła mamy skały, no to się wspinamy.
Kolejne fajne widoczki... Bardzo widoczkowa notka wyjdzie. :P
I dużo pozowania też będzie.
Cris robi nam zdjęcie z dołu.
Dziewczyny na szczycie. ;]
Staszek udekorowany kwiatkiem. :D
:D Żony. Tak się teraz nazywa nasza relacja.
Kasiula też z kwieciem we włosach.
Ooo. ;)
Wyskoczyliśmy też do centrum Yecli. Tam też jest ładnie, w ogóle wszystko tam jest ładne :P
No taaaak..
Ciekawostka architektoniczna.
I kolejna.
Po ciekawostkach zaś następuje najlepsza część! Idziemy w góry :P Chociaż w takim słońcu nie zapowiadało się to najlepiej. Poza tym człowiek powinien odpoczywać po San Isidro, a nie chodzić po górach :P. Kolega w pomarańczowej koszulce (Guille) już coś o tym wie (taki blaaady trochę się wydaje :D). Ale co tam, idziemy! :P
Góra jednak nie jest zbyt wysoka jak widać.
Kolejna seria fantastycznych hiszpańskich widoczków ;)
I kolejna seria zdjęć pozowanych :P
Ten cały czas z tym kłosem w ustach ;)
Podziwiamy. I gorąco jest barrrdzo.
Docieramy do fantastycznej skały czy tam jamy, która zaraz ukaże się Waszym oczom.
Ale zanim się to stanie, jeszcze jeden widoczek!
Ja z jamą w tle.
Staszkowi się podoba.
Dziura w sklepieniu ;)
Widoczek z jamy.
Ściana jamy.
A oto widok z jamy na świat! Moniax przedstawia.
Stachu nie umie prezentować widoczków :P
I dalej łazimy po górach ;) Wspinaczką się tego w sumie nazwać nie da, po prostu buszujemy przez krzaki.
Grupa wędrowna.
Guille psuje widoczek. No taki malo ten chłopak, że ręce opadają.
Kraty, które widać w tle, służą temu, by nikt nie wszedł na strzeżony teren zawierający wielkie głazy z prehistorycznymi malowidłami ściennymi. Niestety z daleka nie dało się ich dostrzec.
Można sobie o nich jedynie poczytać i zobaczyć zdjęcia.
Oj Stachu, Stachu ;) Chyba pokazuje "Lubię to" :D
Schodzimy z góry i ruszamy dalej.
Guille bardzo poruszony tym, że wszyscy się z niego śmieją :P Bo tylko on umie się potknąć na płaskim terenie.
Wąż się znalazł nawet :P
Tutaj istny rollercoaster! :P Jedziemy uczepieni samochodu :P
I podziwiamy widoczki, nawet jeśli trochę trzęsie.
Dzieciaczki przy słynnej ścianie. Oczywiście zaczynają sjestę.
Tofik obowiązkowo.
Tak to jest jak człowiek raz powie, że umie masaż zrobić. :D
Sjesta w takim miejscu, no milordzie ;)
Kasiula odpoczywa ;)
A na koniec taki tam epizodzik pewnej love story. Siedzi sobie taki samotny Cris...
"Biegnę do ciebie kochanie!!!"
Koniec. :)
I niestety wędrówka dobiega końca, bo nam pociąg do Walencji ucieknie (tak a propos to w sumie nam uciekł i jeszcze kolejny też).
To tyle, strasznie wyluzowana ta notka, wiem, brakuje jakichś konkretnych treści trochę, wybaczcie, ale to przez ten upał, skupić się nie da :P
Kolejna odsłona w czerwcu, tymczasem PROJEKTY! Challenge accepted.
Hasta luegoooo. ;)