niedziela, 20 marca 2011

Las Fallas - relacji część pierwsza

Witam!

W dzisiejszym odcinku relacja z FALLAS! Czyli największej fiesty jaką ma Walencja w ciągu roku :D

Fallas rozpoczęliśmy już dawno mascletami i rzucaniem petard gdzie popadnie, ale rzeczywiste świętowanie rozpoczęło się we wtorek 15 marca. Generalnie Fallas opisać można kilkoma słowami: mascleta (petardy o 14 w centrum każdego dnia), petardy, kiczowate rzeźby WSZĘDZIE oraz jeszcze raz petardy. Petardy rzuca każdy: młodzież, dzieci i starsi. Petardą bardzo łatwo można oberwać (raz mnie jedna prawie dopadła kiedy jechałam swoim valenbisi). Jednak to, co jest najlepsze w fallas to spalanie wyżej wymienionych rzeźb ze styropianu. Odbywa się to ostatniego dnia fallas. Dziwne, że nikt tego jeszcze nie zabronił! Rzeźba ma z 20-25 metrów wysokości, stoi na skrzyżowaniu ulic w bliskiej odległości od kamienic, ale co tam! Urządźmy sobie pożar! :D Hiszpanie zdają się mieć jednak wszystko pod kontrolą i paląca się wielka rzeźba po tylu latach nabierania przez strażaków wprawy prawdopodobnie nie stanowi zagrożenia. Generalnie tylko poparzyło nam trochę buzie, bo staliśmy w pierwszym rzędzie :D

Zacznijmy od początku. Każdy dzień polegał na imprezowaniu i świętowaniu, a potem na oglądaniu fajerwerków o godzinie 1 w nocy. A potem świętowania ciąg dalszy ;) We wtorek wyskoczyliśmy razem z grecką i włoską bandą na fajerwerki, a potem na Plaza de la Virgen na wielki botellón (który nigdy tutaj nie ma miejsca, ale w fallas mamy wyjątek). Potem pojedliśmy trochę churros con chocolate (w fallas obowiązkowe!) i pokręciliśmy się po mieście.

Wielka Madonna na Plaza de la Virgen, której "suknia" wyłożona będzie kwiatami (przyniosą je fallery)



Aggeliki i Sascha ;)


Nikosss


Botellón!





La Fallera :D



Zmęczeni łażeniem ;)


W środę pogoda jeszcze nie dopisywała, ale nie przeszkadzało nam to w wyskoczeniu na miasto, by pooglądać przechadzające się w pięęęknych sukniach fallery.

Kiczowate rzeźby znaleźć można na niemal każdej ulicy.



Fallery!




Mały faller ;)


:P


Kawka w bardzo przyjemnym kawiarnio-barze ;)



Zapada noc nad Walencją ;))


Z pozdrowieniami dla fanów Mestalli ;) Mijam ją niemal codziennie :D


Po krótkim odpoczynku w domu - impreza u Francesca, chłopca z dredami :D



I w miasto, bo przecież punkt pierwsza w nocy - fajerwerki!

Arthur i Thib czyli Francuziki :P


Nie ma to jak sylwester przez pięć dni pod rząd... :P


Po fajerwerkach, jak każdego dnia, botellón! Czyli wszyscy piją wszędzie.




Następnie kierujemy się na jedną z wielu dyskotek, które w fallas odbywają się na ulicach.



"TAŃCZ CLAUDIO, TAŃCZ!!!"


Odpowiedź Claudia :D



Czwartkowy poranek okazał się zaskakujący. Nieczęsto bowiem wychodząc rano z pokoju natrafiam na irlandzko-holenderską imprezę. Otóż okazuje się, że 17 marca przypada dzień św. Patryka! :P No nic, było bardzo wesoło, a na śniadanie zjadłam jedną z potraw Andy, która wszystkich powala swoim talentem kucharskim :P

"Ooo, Monika wstała"



Jurema się nie chowa przed zdjęciem!!! Sukces! :D (to chyba zasługa Aniora :P)



Ariel też przestał bać się aparatu, patrzcie jaki odważny :D


Andy już szaleje ;)


Towarzycho ;)

 


Koło 20 czas wyjść poświętować Fallas. Znowu naoglądaliśmy się przechadzających się faller oraz nasłuchaliśmy się wszechobecnych bębniarzy.

Małe fallerki.


Oraz te duże.






Ozdoby na każdej ulicy.




Madonna prawie cała w kwiatach.



Leonidas i pan potwór.



Kolejny punkt programu - koncert reggae w Kafcafe, czyli popularnym barze na Benimaclecie.


Obaj panowie mocno utalentowani.



Otrzymaliśmy informację o czekającej na nas PAELLI. :D Nie zastanawialiśmy się ani chwili i  ruszyliśmy z Mateuszem na polsko-włoską kolację :D Paella była znakomita!





Potem już standardzik - fajerwerki.



I botellón jeszcze raz!




Ostatni punkt programu to dyskoteka w stylu reggae. ;) Bardzo przyjemny klimat!



Potańcowaliśmy trochę z chłopakami murzynami i wróciliśmy do domu! :D

Więcej w części drugiej ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz