Piątek był dniem smakowitości. :DD (za dużo jemy w te fallas!). Razem z Martą, Kasią i Mateuszem postanowiliśmy przygotować polską kolację, a głównym punktem programu miały być pączki i pierogi z farszem ze szpinaku i koziego sera. Kucharzyliśmy od 14 do 20, ale opłacało się. Pączki wyszły tak znakomite jak w tłusty czwartek, a pierogi z zielonym farszem okazały się WYŚMIENITE. Już niedługo Moniax takie robi tylko dla siebie xD HA.
Chociaż pewnie zepsuję farsz. :D
KOZI SER.
Kasiula miesza.
Będą pierożki, będą :D
Lewy profil...
Chicas wygniatają ciasto.
Lepiiimy pąąączki dla żarłocznych Hiszpanów i Włochów :D (i przede wszystkim dla siebie)
Na tym etapie się już nie dało wytrzymać z głodu :D
Jest Marta, jest kolor na pączkach.
:D:D:D
Probably the best pierogi in the world.
Jemyyyyy. Ana z Martą po pierwszych pączkach.
Dochodzą Włosi i inni Polacy i pączków ubywa. :D
Tego dnia fajerwerki odbywały się po raz ostatni, więc wyskoczyliśmy na pokaz, a potem trochę poszwendaliśmy się po mieście i wróciliśmy do domu. Pod moim mieszkankiem jak zwykle koncert albo impreza (do czwartej rano). Tym razem grali covery U2, więc nie było tak źle ;)
Fajerwery:
Fallera prawie cała w kwiatach ;)
I koncert pod domem ;) Gitaryyyyy dwa metry ode mnie, aż się chciało wziąć jedną. ...
Ostatni dzień fallas przyniósł ze sobą najfajniejsze wydarzenia. Centrum wypełnione było bębniarzami. Udało nam się trafić na naprawdę fantastyczną grupę!
Wyrąbiści bębniarze!
Potem wyskoczyliśmy na dzielnicę Rusafa, o której słyszeliśmy, że w fallas jest najlepiej ozdobiona. Nie zawiedliśmy się i zdecydowaliśmy, że to tutaj przyjdziemy w nocy oglądać płonące rzeźby.
Fragmenty Rusafy:
Szamiemy churros con chocolate.
Rusafa, tam to sobie nawet pałac kryształowy musieli postawić :P
Płonąca fallera pod moim budyneczkiem.
Ta fallera zajęła drugie miejsce w konkursie na najfajniejszą ;))
Zdjęcie z brzucha fallery tuż przed spaleniem :D
Ostatnim punktem programu było oczywiście palenie rzeźb. Niestety mentalność Hiszpanów sprawiła, że pod wybraną przez nas rzeźbą (btw, przedstawiającą gołe baby) staliśmy jakieś 1,5 godziny, czekając aż panowie strażacy wszystko odpowiednio zabezpieczą (tak jakby nie mogli tego wcześniej zrobić :D). A potem nastąpił istny armageddon. Ogromna rzeźba stanęła w płomieniach, a ludzie wpadli w lekki szał. Nikt nie chciał już stać w pierwszym rzędzie, bo można było sobie poparzyć twarz od tego ognia. No ale ostatecznie nikomu nic się nie stało, a wszyscy zaczęli sobie robić zdjęcia z płomieniami.
Klik:
Fallas zakończyliśmy winkiem i to by było na tyle. Generalnie fallas nie są aż tak zachwycające, jak mi się wcześniej wydawało. Polegają na fajerwerkach, fajerwerkach i fajerwerkach, petardach, botellonach, fallerach (te baby w sukniach), bębnieniu na bębnach oraz na PŁOMIENIACH, z czego najlepsze jest oczywiście to ostatnie.
Fajnie było, nawet bardzo, ale wszyscy się cieszą, że już po Fallas. USZY ODPOCZNĄ.
To by było na tyle. W środę Moniax wyrusza podbijać Porto, zahaczając w międzyczasie o Lizbonę. Wraca w poniedziałek i krótko po można spodziewać się relacji. :P
Adios!