niedziela, 3 kwietnia 2011

Wycieczki część pierwsza - Porto

Wreszcie!
Po wielu dniach spędzonych na selekcji zdjęć, użeraniu się z serwerami hostingowymi oraz desperackim usiłowaniem znalezienia choć odrobiny wolnego czasu, Moniax sporządza pierwszą część relacji wypadu do Porto! (a raczej wypadu do szerszej Portugalii jak się okazało). Zapraszam do lektury.

Portugalia, przyznam szczerze, okazała się dla mnie zaskoczeniem. Myślałam, że jest to kraj przypominający Hiszpanię, tyle że mniejszy i mniej popularny. Nic bardziej mylnego. Hiszpania i Portugalia to dwa różne światy. W Portugalii mamy zieleń jak w Polsce i górzyste krajobrazy rodem z Ameryki Południowej. Można się zachwycić. Ponadto bardzo zaskoczyli nas Portugalczycy. Okazali się być jeszcze bardziej otwarci i sympatyczni niż Hiszpanie. Może nie są aż tak rozrywkowi, ale jest w ich usposobieniu coś niezwykłego. Nikt się tam nie złości, wszyscy są przyjacielscy i barrrrdzo gościnni. Co jeszcze zachwyca? Portugalia jest TANIA. :D Co dla Erasmusów jest bardzo ważne. Prawie tak samo jak fakt, że do każdego drinka dodają absynt.

:D

Każdą podróż należy odpowiednio zacząć. Na lotnisku zajadamy się hiszpańskimi palmerami domowej roboty.


Ryanair - przyjaciel każdego erasmusa! A z góry widać Porto, które przywitało nas ciepłem i słońcem (a Walencję zostawialiśmy deszczową!)


Oto nasze fantastyczne mieszkanko w oldschoolowym stylu. Darmowy nocleg był zasługą Dioga (dziękujemy!)


Już szaleją baby przy stadionie ;)


Nasz bohater, gospodarz i przewodnik - portugalczyk Diogo. Mistrz przeklinania po polsku!


Stadion


W drodze do metra strzelamy fotki a la okładka płyty popularnego zespołu :P.


Ja na tle jednego z najpiękniejszych widoków jakie znam.


Niesamowite Porto!



Marta szuka ujęcia.


Zjeżdżamy ze wzgórza kolejką. Widoczny most projektowany był przez syna twórcy Wieży Eiffla.




Za radą Dioga postanowiliśmy raczyć się w Porto kuchnią portugalską. Warto było wykorzystać fakt, że Portugalia jest dwa razy tańsza niż Hiszpania, a obiad na mieście kosztuje tyle ile obiad w knajpie na studenckim campusie w Walencji. Poniżej widać dwie potrawy polecone przez Dioga. Nie pamiętam niestety nazw, ale wystarczą obrazki, by domyślić się, jakie to było dobre :D



Studenci grający przy knajpach to w Porto codzienność.


Wyruszamy na spacer i podziwiamy piękne Porto...

 


Przez przypadek wpadamy na koncert heavymetalowy. Wejście ponoć było płatne, ale nas nikt o nic nie pytał. :D A koncert odbywał się w budynku dawnego targu.

Perkusista grał dla Steve'a Vai'a!


Uliczki Porto.




Pierwszy wieczór należy dobrze zakończyć ;) Portugalscy znajomi Dioga zabierają nas do baru. A tam wszędzie drinki z płonącym absyntem :D


Portugalscy panowie mają mocne głowy. Wszystko dzięki erasmusowi spędzonemu w Łodzi. :D


Następnego dnia z samego rana (no powiedzmy) postanowiliśmy wyruszyć podbijać miasto, tym razem za dnia.

Diogo pokazuje mi, jak inteligentny i fajny (oraz dobrze wytresowany) jest jego pies :P


Porto za dnia.




Po Porto się nie chodzi, po Porto się wspina, a potem się schodzi.

 

Oczywiście weszliśmy na tą wieżę. 


Portowe kamieniczki czasem rozpadające się, ale za to klimatyczne.




Kolejna okładka płyty bardzo popularnego zespołu.


Tutaj już widoki z wieży.



Nie mogliśmy nie zajść do trzeciej najstarszej księgarni w Europie.


No heloł.


Katedra w Porto.


Trzy łebki.


Zapada wieczór i robi się ładniej.





Wróciliśmy na najpopularniejszy w Porto most aby obserwować zachód słońca.









Wyskakujemy na drugą stronę rzeki gdzie czekają nieodkryte przez nas jeszcze tereny.



Wspinamy się na punkt widokowy i oczywiście robimy zdjęcia!


Ten widok przedstawiają wszystkie pocztówki w Porto.


No spójrzcie tylko na te kolorki! :P


Każdy z nas przyznał, że do Portugalii należy wracać.


Po całym dniu maszerowania - OBIAD. Jak zawsze zamawiamy dwie wielkie potrawy i dzielimy na cztery osoby. W ten sposób próbujemy różnych wybornych rzeczy.


Kocurek.


Porto to w większości schody. :P



Przed nami kolejny dzień w Porto!


Zwiedzamy centrum miasta.



Tutaj weszliśmy do jakiejś ekskluzywnej restauracji i odstawialiśmy lipę robiąc zdjęcia. :P


Charakterystyczny dla Porto mini tramwaj.



Lato! Wakacje! :D








Zwiedzamy jeszcze Operę w Porto.


Mamy w niej wolnodostępną pracownię muzyczną z najlepszym oprogramowaniem do tworzenia muzyki oraz do nauki gry na instrumentach... Coś fantastycznego.


Oryginalny projekt holu.


Sala koncertowa.



Wszędzie kanapy, no to głupio nie poleżeć :P



Wszędzie mamy też dziwaczne lustra.



Tak, to jest ściana.



Przewodnik odpoczywa ;)


Przez cały pobyt w Porto Diogo obiecywał nam zabranie nas na najbardziej charakterystyczną dla miasta Porto potrawę o nazwie Francesinha. Jest to kanapka zawierająca w sobie najróżniejsze rodzaje mięsa przekryta warstwą sera i polana sosem piwno-pomidorowym. :D Brzmi dobrze, nie? A smakuje lepiej.


Jeszcze tylko jedziemy na plażę. A tam same dziwadła jak to poniżej.


Jedyny nowoczesny budynek w okolicy.


Ruiny szkoły.


Zamek.


Wracamy do domu po drodze mijając stadion, tym razem w pełnej okazałości.


Zahaczamy o nowoczesne centrum handlowe.


Bardzo nowoczesne. To coś poniżej to hol wyjściowy.



W ten oto sposób pierwsza część relacji dobiega końca! Porto jest przewspaniałym miastem i każdemu polecę je na wakacje. Spędziliśmy tam wspaniałe trzy dni, najedliśmy się jak nigdy i nacieszyliśmy oczy mnóstwem pięknych widoków. Potem wsiedliśmy w wypożyczony samochód i wyruszyliśmy do kolejnego miejsca docelowego - Lizbony. Jednak każdy wie jak to jest podróżować mając samochód na własność... I tak oto w spontaniczny sposób wylądowaliśmy w kilku fajnych miejscach w Portugalii. Już niedługo druga część, a w niej dowiecie się więcej.

Normalnie zaczynam brzmieć jak jakiś program dokumentalny. ;P Żeby nie było tak sztywno: MOOONIAAAAX POZDRRRRAWIAAAA i życzy i wam, kochani Polacy, tych 25 stopni za oknem!

A i jeszcze dodam, wczoraj pierwszy raz opalałam się na walenckiej plaży i pływałam w walenckim morzu.

:D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz