W Walencji mamy oficjalnie lato! ;)
A ostatnie dni upływają na leniuchowaniu w słońcu, wyskakiwaniu na plażę oraz nocnym wychodzeniu w miasto. Botellony w ciepłe noce to świetna sprawa ;) Relację z pierwszych dni lata rozpoczynamy piknikiem, który zorganizował Sascha w pięknych ogrodach Jardines del Real ;)
Sascha z gitarą i waflem miodowym :D
Chłopaki z Niemiec ;] I gitara :D
Sascha artysta malarz.
No nie chcesz sałatki?
Marta prezentuje najlepszy przysmak dla wygłodniałych erasmusów - chorizo :P
Trampek.
;)
Sobota stała się oficjalnie dniem plaży ;) Woda okazała się być fantastyczna i ciepła! Tzn. na początku jak się wchodzi do wody, można się rozpłakać z zimna, ale po chwili pływania robi się ciepło. I potem już się w ogóle nie marznie. Oczywiście nikt z polskiej bandy się ze mną nie zgodził i stwierdzono, że woda jest okropnie zimna i w ogóle be. :D Oczywiście każdy kto czyta mojego bloga ma się powołać na moje zdanie i koniec. ;P
Poniżej białasy desperacko starające się opalić na złoty brąz :D
Przygrzało słońce w główkę.
Jako porządna polska banda wprowadziliśmy w nasze życie pewne zwyczaje: gotowanie i pieczenie różnych fantazyjnych rzeczy oraz wychodzenie na plażę, niezależnie od pory dnia. Poniżej wędrujemy na plażę o trzeciej w nocy, a Kasia tańczy.
Stachu i Dudi wloką się z tyłu, zapewne śpiewając tradycyjne polskie pieśni.
Plaża nocą.
Staszek odpoczywa na piachu podczas gdy Kasia i Mateusz pływają w morzu... ;p
W niedzielę Aggeliki miała urodziny. Dokonałam kolejnej kulinarnej rewolucji w moim życiu i po raz drugi przygotowałam palmiery hiszpańskie na prezent. Pierwsze były dla Juremy, ale nie wyszły aż tak dobre jak te drugie :D Oczywiście nikt mi nie uwierzył, że ja je zrobiłam, a Teo cały czas gadał, że kupione w Mercadonie. Pajac jeden :P
Nikos fumador.
Teo udaje zamyślonego ;)
:))
Ojć, pozują do innego aparatu, ale co tam :D
Ja i kolejne greckie dziewoje.
Jest gitara, jest! A przy niej Sascha ;)
Claudio udaje, że jest poważny :P
Póżniej graliśmy w różne giery, które polegały na upokarzających wyzwaniach ;) Tutaj następuje jakieś tam wyznawanie miłości czy co :P
Poniedziałek, wtorek i środa to dni pracy. Ale wraz z nadejściem czwartku rozpoczynamy weekendowy maraton. Najpierw urodziny Caroline. Taras przy jej mieszkaniu swoją wielkością nas po prostu zniszczył! :P
A z tarasu widok na palmy T.T
Aggeliki a w tle banda Niemców i Belgów.
Jako że był to czwartek wszyscy wyskoczyliśmy późną nocą na botellón.
Generalnie wtryniam się z aparatem w czyjeś rozmowy :P
Tutaj bardzo sympatyczny kolega pochodzący z Madrytu ;)
Bart czyli bardzo rozmowny Belg i ja ;P
Claudio i te jego słodziachne miny.
Francesco i jakaś dziołcha.
I ja z nimi.
Na botellonie pojawiły się też Włoszki od pamiętnego "SIŁAAAAAAA!!!!!". Ktoś pamięta? :P Oczywiście wyglądało to tak, że stanęły znienacka naprzeciw mnie trzy pijane dziewczyny i na cały głos wykrzyknęły "SIŁAAAAAAAAAA!!!!!!!!!!!" po czym wskoczyły w me ramiona :D Zabawny czasem jest ten erasmus. :P
A piątek 9 kwietnia okazał się dniem bardzo fajnym. Pablo, czyli nasz profesor od rzeźby (sympatyczniusi Hobbitek), który jest ogromnym fanem wszystkich rodzajów muzyki (a najbardziej tej kubańskiej) poinformował nas, że w małej podwalencjańskiej miejscowości o nazwie Sueca odbędzie się organizowany przez niego koncert zespołu Septeto Santiaguero. Polacy oczywiście nigdy nie odrzucają podobnych zaproszeń, także punkt 22 siedzieliśmy już w pociagu!
Sueca.
Koncert był wspaniały! Poniżej fotki oraz trzy filmiki tego zespołu z YouTube'a. Nacieszcie swe uszy, bo ich muzyka jest genialna ;) A na koncercie nikt z siedzących długo nie wytrzymał i w końcu wszyscy tańcowali przy kubańskich rytmach.
Natenczas tyle, moi mili ;) Życzę szybkiej wiosny w Polsce. Trzymać się!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz