wtorek, 5 kwietnia 2011

Wycieczki część druga - Coimbra, Fatima, Cabo de Roca y Lizbona


Po Porto przyszedł czas na podróż do Lizbony.
Wynajęliśmy więc samochód i ruszyliśmy w drogę. Najpierw zajechaliśmy do Coimbry, gdzie znajduje się najstarszy uniwersytet w Europie. Wszyscy zgodnie przyznaliśmy, że studiować tam musi być strasznie, bo uniwersytet znajduje się na szczycie góry, na którą należy się i wspinać i wspinać... I weź się tu obudź pięć minut przed zajęciami.

Coimbra w obrazkach




Portugalia to kraj schodów ;)




Nic tylko jemy i jemy w tej Portugalii... Poniżej widać przepyszne śniadanko. W środku była jakaś tam masa jajeczna z czymś tam - nie wiem czym, nie mam wyobraźni kulinarskiej :D Ale przyznam, że dobre to było, oj dobre.




Diogo utknął w fontannie.





Dotarliśmy na szczyt, nareeeeszcie, możemy iść na zajęcia. :P





Polacy, jak to Polacy, wszędzie się wtrynią. Poniżej widać korytarz, do którego dostęp mają jedynie pracownicy. Dowiedzieliśmy się o tym po wyjściu, gdyż odkryliśmy tabliczkę z napisem "NIE WCHODZIĆ" :D Ale fajnie było! A korytarz ładny.


W dalszej drodze zrodził się pomysł zahaczenia o Fatimę, gdzie wydarzył się słynny cud. Poniżej zdjęcia wielkiego sanktuarium.



Tęcza!




Jedziemy dalej. Żałuję, że nie mam tutaj lepszych fot przedstawiających przepiękne górzyste tereny wokół Fatimy.. Widoki naprawdę wspaniałe.


Pod wieczór dojeżdżamy do Lizbony. Poniżej Kasia i Diogo prezentują swe oburzenie ;) Nie wiem, nie lubią fot z zaskoczenia czy co :P


Wychodzimy w miasto! ;) Poniżej Afonso, ja i Natalia - kumpela z krakowskiego wydziału :P


W jednym z klubów odbywała się impreza urodzinowa jakiegoś studenta. Mieli tort i gitary więc zostaliśmy dłużej.




Moniax dorwał się do bębna! :D


Następnego dnia goszczące nas w Lizbonie Aga i Natalia zabrały nas na najlepsze lizbońskie ciasteczka. Receptura podobno od lat pozostaje ta sama, a tajemniczy przepis znają jedynie cztery przyrządzające je osoby... Smak naprawdę mają znakomity, o czym świadczą wielkie kolejki ustawiające się przy kawiarence każdego ranka.


Zwiedzania ciąg dalszy.








Normalnie prawie jak San Francisco.



Pomnik na cześć wielkich odkryć geograficznych... To stąd wypływał Vasco da Gama!






Zmierzamy w kierunku zamku, który znajduje się na wzgórzu. Tutaj mieliśmy najlepsze widoki na miasto!










Profesjonalny gitarzysta tworzy klimat na zamku..





Lizbona jest zachwycająca..






Afonso się prezentuje.



Zwiedzamy jeszcze tylko Expo..






I po szaleńczej jeździe Mateusza docieramy na Cabo de Roca, gdzie udało nam się jakimś cudem zdążyć na ostatnią resztkę zachodu słońca. Cabo de Roca to najbardziej wysunięty na zachód obszar Europy.. Można było się poczuć jak na końcu świata. A klify wysokie niczym w jakiejś Norwegii :P






Wracamy do Porto! To już niestety ostatni dzień naszej wycieczki, co zwiastuje zepsuta pogoda :P


Idziemy na degustację słynnych win z Porto.



Wino PRZEPYSZNE! Zwłaszcza to białe.




Ostatnim punktem programu były słynne hotdogi w sosie takim samym jakiego używa się przy Francesinhie, którą już poznaliście... Ech, szkoda, że to już koniec tego wybornego jedzenia!


I to by było na tyle. Wsiedliśmy w samolot i ruszyliśmy z powrotem do Walencji, gdzie okazało sie, że nastało lato.. Słońce, lazurowe niebo i wreszcie ciepły wiatr! Sezon plażowy czas zacząć.

Do zobaczenia wkrótce ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz