czwartek, 28 lipca 2011

No i nadszedł ten czas! Erasmus się kończy...

Niestety. Tak to już w tym życiu bywa, że co dobre, barrrdzo szybko się kończy. ;) Pocieszać się jedynie mogę tym, że ostatnie dni były naprawdę wspaniałe, pełne nowych wyzwań i wesołych zdarzeń, takich jak między innymi przyrządzanie ogromnych ilości pierogów czy oglądanie delfinów i ich potrójnych salt ;) 

W środę dwudziestego lipca ja i Łepki wyskoczyliśmy wreszcie do słynnego walenckiego Oceanografico, a tam, patrzymy, pokazy delfinów! :D


Ola zadowolona, Łukasz uroczo stara się uśmiechnąć. Kiedyś się uda :P


Wypływają delfiny! Takich cwaniaków to ja jeszcze nie widziałam ;) Co one wyczyniają w tej wodzie to się w głowie nie mieści.


Tutaj wszystkie urządzają sobie sjestę na wodzie.


Tutaj jeden zasuwa jak motorówka :P


Tutaj chłopaki kręcą kółkami.


...machają ogonami :P


Tutaj delfiny wyrzucają gościa na brzeg :P


Wyrzutnia delfinowa ;]


Po pokazie delfinów przyszedł czas na ... morsy! :P


I pingwiny.


Tutaj, proszę bardzo, pingwin płynie.


Wyskakujemy z podziemi i oglądamy flamingi.


W kolejnym podziemiu rybki.


Meduzy takie, że siema! :P


Ten gościu ma fajną minę :D


Na brzeg wyskakują super inteligentne foki ;]


Taka tam mała prezentacja.


Rekiny! To było coś :P


Po wspaniałym Oceanografico (polecam każdemu) wyskakujemy do 100 Montaditos (100 kanapeczek) na kanapeczki, naturalnie :P


Łepek znalazł w Walencji swojego ulubionego "chińczyka" (tak się nazywają sklepy, w których kupisz wszystko, no i w których oczywiście biznes kręcą Chińczycy) z super fajowymi żelkami, które się wybiera i  nakłada na talerz :P


Olciax prezentuje zadowolenie po udanym sklepowym buszowaniu (naturalnie naszej radości towarzyszy valenbisi! :D). Obłowiłyśmy się rzeczami za pięć euro każda :P Nigdzie nie ma takich przecen jak w Walencji! :P


Piątek, 22 lipca, był moim przedostatnim dniem w Walencji. :( Ale co tam! Erasmusa trzeba spektakularnie skończyć. Dlatego robię ... uwaga. PIEROGI! :D


70 pierogów? Challenge accepted :P


Łukasz przymierza nowe buty. :P


Tutaj robię kolejne ciasto... :P


Po wielu godzinach przygotowań, nadchodzi ten moment. Wszyscy do stołuuu! :P Poniżej Nikos i Olciax ;)


Łukasz (już wszyscy go i tak nazywali Lucas :P), Simone i Pape w tle :P


Jest Jurema i jest Ariel ;) No i pierogi!


Po prostu najbardziej urocza parka na świecie ;)


Dobre pierogi, Nikos? "Tak, tak. Tak tak tak tak tak. Taaaak tak" (nauczyliśmy go :D)


Jurema przez całego mojego erasmusa nie nauczyła się pozować do zdjęć :P


Łukasz dorwał Traumę. Zakochał się w tym kocie po prostu. Często z nim rozmawiał i takie tam. :P


"Dobre, dobre, ale więcej nie moooogę"


:)) Olciax się najadł.


Ostatni kęsss.


Fociak z lustrem, to już taka tradycja ;)


Znienacka do domu wraca Andy po miesięcznej nieobecności (to ta w kuchni :P). No to Łukasz nie zwleka i polewa polskimi trunkami :P


Ariel już się lekko kołysze :D


Nikos też. I ręka mu się trzęsie :P


Po pierogach następuje jeszcze seria zdjęć na naszym mieszkaniowym balkoniku.


Później wyskakujemy na imprezę erasmusową (a raczej posiadówę u jakichś obcych facetów :P)


Strzelamy sobie fociaki czekając pod klatką :P Normalka.


Olciax i Angeliki. ;)


Tutaj wspomniani obcy faceci :P


Ooo <3 :P


;)


Ostatni fociak na balkonie! ;)


Wyskakujemy jeszcze na koncert! Całkiem fajnie grali. A po koncercie można było pouderzać w perkusję, która porozwalana była po całym klubie :P Grali jakoś tak wyjątkowo dziko :P


Tańce, hulanki, swawoooole.


I jako że jest to ostatnia taka erasmusowa noc, wyskakujemy jeszcze posiedzieć na botellonie.. Chłopaki pokazują sobie sztuczki z kart ;)


Botellón na Plaza Cedro.


I w komplecie... ;)


A ostatni dzień przed wyjazdem (autokar do Barcelony mieliśmy jeszcze tej samej nocy) to już czas pożegnań. Ariel i Jurema zajadają resztki z naszego obiadu :P Ależ rodzinnie! :D


Jurema częstuje tartą.


Jakieś trzy godziny przed wyjazdem wyskakuję jeszcze na Benimaclet. Ostatnie fotki tego uroczego miejsca..


...i spotykamy się z erasmusami. Po raz ostatni. No to jest już za smutne, noo.


Wpada Nikooos. ;)


Niby pożegnania, ale i tak wszyscy się dobrze bawią :P


Zjawia się nawet Leonidas, który ma coś na kształt dredów! :D Jak to erasmus zmienia ludzi! :P


Angeliki i Simone :)


Nasze ostatnie wspólne fotki...


No i ja z moimi ulubionymi Grekami :P


Jeśli chodzi o Walencję, to by było na tyle... Pożegnaliśmy się ze wszystkimi i ruszyliśmy w drogę. Ale przed nami jeszcze trochę atrakcji, takich jak:

Osiem godzin na lotnisku wypełnionych grą w karty :P


Oraz lotem ze specjalnymi atrakcjami, takimi jak przebijanie się przez chmury i doświadczanie przerażających wstrząsów :P


Erasmus kończy się, to już pewne.. :P Żegnaj urocze niebo hiszpańskie... Bo nad Polską, jak się później okaże, same szare chmury...




Szczęśliwie lądujemy w... uwaga, Rzeszowie, stolicy Milordów. :P 


Proszę Państwa, po prostu Rzeszów. :D I nareszcie ten piękny rześki zapach polskiej wsi :D Za tym to ja się stęskniłam :P


No i nadszedł ten moment. Nawet nie wiem, jak ja mam zakończyć tego bloga. Za bardzo się już do niego przywiązałam :P No ale niestety, Erasmus się skończył - skończyć musi się i blog. A skończyło się to wszystko po prostu w tempie przerażająco szybkim. Powiem tyle. Eramusa polecam każdemu! Dla mnie była to jedna wielka przygoda i myślę, że jak już ktoś się zdecyduje jechać, dla niego też to będzie wspaniale spędzony czas. Inaczej być nie może ;)

Na koniec, żeby nie było tak smutno, mały wspomnieniowy bonusik - niepublikowane dotąd fociaki z legendarnych wiosennych imprez. :D

Tutaj szaleństwo w Yecli ;)


Legendarny wózek sklepowy w Alcoy! Ha, a jednak jest to udokumentowane! :D I jeszcze te baniaki z drinkami ;)


Szkoda, że nie ma fotki prezentującej jak to się w tym wózku wszyscy później legendarnie rąbnęliśmy o ziemię :P


Tu już wracamy z siniakami na nogach, ale kto by się tym przejmował (a raczej - kto by to czuł :P)


Rozlał się kubeł z drinkiem :P


A następnego dnia... "Dajcie nam spokój" :D


To tyle wspomnień szalonych nocy ;)

Czas kończyć, moi mili :P Jeszcze tylko stara fotka prosto z kuchni - tak na pożegnanie.. ;)


Bawcie się dobrze. Wszystkim życzę miłych wakacji. Tak oto zatem kończą się wesołe Moniaksa przypadki na emigracji ;) Fajnie było!

Trzymajcie się. Adios!

~EL FIN~

8 komentarzy:

  1. Świetny blog. Wczesniej czytałem Karola Czuryszkiewicza a teraz wpadłem na ciebie :) Mam przeogromna nadzieje, że uda mi się skręcić umowę pomiedzy moja uczelnią a UV i wyjadę na cały rok 2012/2013. Jestem coraz bliżej, ale mój koordynator chyba ma problemy z angielskim.... Oszukiwał, że mu nie odpisywali, a mi odpisali po tygodniu, kilka osób...

    OdpowiedzUsuń
  2. No właśnie Karola to ja znam z Walencji, jego bloga też ;) Nie rezygnuj, uda się, dla Walencji warto się pomęczyć. Powodzenia ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej, bardzo fajny blog! Własnie zaczęłam erasmusa w Walencji i chyba rozumiem twój ból po wyjeździe... Tu jest naprawdę wspaniale! Jak będziesz chciała zobaczyć co teraz słychać w Walencji zapraszam na mojego bloga http://andallthatstuff.blogspot.com/

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  4. Będę czytać Twojego bloga na pewno.. ;) Jako że za Walencją oczywiście tęskno. Powodzenia i miłeeeego! ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. To jeszcze ja się dopiszę na koniec. Świetny blog, towarzyszył mi od lutego bodajże, gdy namierzyłem go podczas poszukiwań informacji o erasmusie w Walencji.;) Bardzo mi przybliżyłaś obraz tego, jak to wszystko wygląda. Zamierzam za rok się tam wybrać.:) Dziękuję i Pozdrowienia z Gdańska;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Czytałem przez kilka dni Twojego bloga, naprawdę świetny, sam chciałbym pojechać do Walencji po tym co tutaj zobaczyłem i przeczytałem :) Cieszyłem się razem z Tobą i było mi smutno jak się kończył, niesamowite przeżycia jak na bloga :D

    OdpowiedzUsuń