Niestety. Tak to już w tym życiu bywa, że co dobre, barrrdzo szybko się kończy. ;) Pocieszać się jedynie mogę tym, że ostatnie dni były naprawdę wspaniałe, pełne nowych wyzwań i wesołych zdarzeń, takich jak między innymi przyrządzanie ogromnych ilości pierogów czy oglądanie delfinów i ich potrójnych salt ;)
W środę dwudziestego lipca ja i Łepki wyskoczyliśmy wreszcie do słynnego walenckiego Oceanografico, a tam, patrzymy, pokazy delfinów! :D
Ola zadowolona, Łukasz uroczo stara się uśmiechnąć. Kiedyś się uda :P
Wypływają delfiny! Takich cwaniaków to ja jeszcze nie widziałam ;) Co one wyczyniają w tej wodzie to się w głowie nie mieści.
Tutaj wszystkie urządzają sobie sjestę na wodzie.
Tutaj jeden zasuwa jak motorówka :P
Tutaj chłopaki kręcą kółkami.
...machają ogonami :P
Tutaj delfiny wyrzucają gościa na brzeg :P
Wyrzutnia delfinowa ;]
Po pokazie delfinów przyszedł czas na ... morsy! :P
I pingwiny.
Tutaj, proszę bardzo, pingwin płynie.
Wyskakujemy z podziemi i oglądamy flamingi.
W kolejnym podziemiu rybki.
Meduzy takie, że siema! :P
Ten gościu ma fajną minę :D
Na brzeg wyskakują super inteligentne foki ;]
Taka tam mała prezentacja.
Rekiny! To było coś :P
Po wspaniałym Oceanografico (polecam każdemu) wyskakujemy do 100 Montaditos (100 kanapeczek) na kanapeczki, naturalnie :P
Łepek znalazł w Walencji swojego ulubionego "chińczyka" (tak się nazywają sklepy, w których kupisz wszystko, no i w których oczywiście biznes kręcą Chińczycy) z super fajowymi żelkami, które się wybiera i nakłada na talerz :P
Olciax prezentuje zadowolenie po udanym sklepowym buszowaniu (naturalnie naszej radości towarzyszy valenbisi! :D). Obłowiłyśmy się rzeczami za pięć euro każda :P Nigdzie nie ma takich przecen jak w Walencji! :P
Piątek, 22 lipca, był moim przedostatnim dniem w Walencji. :( Ale co tam! Erasmusa trzeba spektakularnie skończyć. Dlatego robię ... uwaga. PIEROGI! :D
70 pierogów? Challenge accepted :P
Łukasz przymierza nowe buty. :P
Tutaj robię kolejne ciasto... :P
Po wielu godzinach przygotowań, nadchodzi ten moment. Wszyscy do stołuuu! :P Poniżej Nikos i Olciax ;)
Łukasz (już wszyscy go i tak nazywali Lucas :P), Simone i Pape w tle :P
Jest Jurema i jest Ariel ;) No i pierogi!
Po prostu najbardziej urocza parka na świecie ;)
Dobre pierogi, Nikos? "Tak, tak. Tak tak tak tak tak. Taaaak tak" (nauczyliśmy go :D)
Jurema przez całego mojego erasmusa nie nauczyła się pozować do zdjęć :P
Łukasz dorwał Traumę. Zakochał się w tym kocie po prostu. Często z nim rozmawiał i takie tam. :P
"Dobre, dobre, ale więcej nie moooogę"
:)) Olciax się najadł.
Ostatni kęsss.
Fociak z lustrem, to już taka tradycja ;)
Znienacka do domu wraca Andy po miesięcznej nieobecności (to ta w kuchni :P). No to Łukasz nie zwleka i polewa polskimi trunkami :P
Ariel już się lekko kołysze :D
Nikos też. I ręka mu się trzęsie :P
Po pierogach następuje jeszcze seria zdjęć na naszym mieszkaniowym balkoniku.
Później wyskakujemy na imprezę erasmusową (a raczej posiadówę u jakichś obcych facetów :P)
Strzelamy sobie fociaki czekając pod klatką :P Normalka.
Olciax i Angeliki. ;)
Tutaj wspomniani obcy faceci :P
Ooo <3 :P
;)
Ostatni fociak na balkonie! ;)
Wyskakujemy jeszcze na koncert! Całkiem fajnie grali. A po koncercie można było pouderzać w perkusję, która porozwalana była po całym klubie :P Grali jakoś tak wyjątkowo dziko :P
Tańce, hulanki, swawoooole.
I jako że jest to ostatnia taka erasmusowa noc, wyskakujemy jeszcze posiedzieć na botellonie.. Chłopaki pokazują sobie sztuczki z kart ;)
Botellón na Plaza Cedro.
I w komplecie... ;)
A ostatni dzień przed wyjazdem (autokar do Barcelony mieliśmy jeszcze tej samej nocy) to już czas pożegnań. Ariel i Jurema zajadają resztki z naszego obiadu :P Ależ rodzinnie! :D
Jurema częstuje tartą.
Jakieś trzy godziny przed wyjazdem wyskakuję jeszcze na Benimaclet. Ostatnie fotki tego uroczego miejsca..
...i spotykamy się z erasmusami. Po raz ostatni. No to jest już za smutne, noo.
Wpada Nikooos. ;)
Niby pożegnania, ale i tak wszyscy się dobrze bawią :P
Zjawia się nawet Leonidas, który ma coś na kształt dredów! :D Jak to erasmus zmienia ludzi! :P
Angeliki i Simone :)
Nasze ostatnie wspólne fotki...
No i ja z moimi ulubionymi Grekami :P
Jeśli chodzi o Walencję, to by było na tyle... Pożegnaliśmy się ze wszystkimi i ruszyliśmy w drogę. Ale przed nami jeszcze trochę atrakcji, takich jak:
Osiem godzin na lotnisku wypełnionych grą w karty :P
Oraz lotem ze specjalnymi atrakcjami, takimi jak przebijanie się przez chmury i doświadczanie przerażających wstrząsów :P
Erasmus kończy się, to już pewne.. :P Żegnaj urocze niebo hiszpańskie... Bo nad Polską, jak się później okaże, same szare chmury...
Szczęśliwie lądujemy w... uwaga, Rzeszowie, stolicy Milordów. :P
Proszę Państwa, po prostu Rzeszów. :D I nareszcie ten piękny rześki zapach polskiej wsi :D Za tym to ja się stęskniłam :P
No i nadszedł ten moment. Nawet nie wiem, jak ja mam zakończyć tego bloga. Za bardzo się już do niego przywiązałam :P No ale niestety, Erasmus się skończył - skończyć musi się i blog. A skończyło się to wszystko po prostu w tempie przerażająco szybkim. Powiem tyle. Eramusa polecam każdemu! Dla mnie była to jedna wielka przygoda i myślę, że jak już ktoś się zdecyduje jechać, dla niego też to będzie wspaniale spędzony czas. Inaczej być nie może ;)
Na koniec, żeby nie było tak smutno, mały wspomnieniowy bonusik - niepublikowane dotąd fociaki z legendarnych wiosennych imprez. :D
Tutaj szaleństwo w Yecli ;)
Legendarny wózek sklepowy w Alcoy! Ha, a jednak jest to udokumentowane! :D I jeszcze te baniaki z drinkami ;)
Szkoda, że nie ma fotki prezentującej jak to się w tym wózku wszyscy później legendarnie rąbnęliśmy o ziemię :P
Tu już wracamy z siniakami na nogach, ale kto by się tym przejmował (a raczej - kto by to czuł :P)
Rozlał się kubeł z drinkiem :P
A następnego dnia... "Dajcie nam spokój" :D
To tyle wspomnień szalonych nocy ;)
Czas kończyć, moi mili :P Jeszcze tylko stara fotka prosto z kuchni - tak na pożegnanie.. ;)
Bawcie się dobrze. Wszystkim życzę miłych wakacji. Tak oto zatem kończą się wesołe Moniaksa przypadki na emigracji ;) Fajnie było!
Trzymajcie się. Adios!
~EL FIN~